Kosz
na głowie czyli gorycz i nadzieja.
Dobra szkoła może i powinna być w każdym miejscu; co trzeba zrobić, żeby była dobra? A warto zauważyć, że jakość kształcenia nie jest przecież przedmiotem powszechnej troski. Bo nie każdy chce dobrej szkoły. Są przecież takie polityczne głosy, wypowiadane w interesie społecznym (jakże by inaczej), po co biednemu wiedza. Aż taka wiedza.
Mrs Sherwood: “Nie będzie Panu łatwiej tylko dlatego, że ma Pan talent”, “Fame” Reż. Alan Parker
* * *
Cechy rzemieślnicze w średniowieczu oprócz tego, że dbały o swój interes oraz regulowały rynek usług, dbały o jakość. Partacze to byli rzemieślnicy, którzy nie złożyli egzaminów mistrzowskich, i działali poza prawami cechowymi.
W socrealistycznych książkach wykazywano zdziwienie, że za naukę się płaci, a terminator musi zamiatać pracownię. Ale wdowa wysupływała przysłowiowe grosze, żeby przyjęli dziecko do terminu. świadomość kształcenia była w ludziach od zawsze. Robinson Crusoe też zapłacił kapitanowi galioty „Eleonora” Smith'owi za naukę nawigacji. „Cieszy mnie, że na koniec zrobiłem z ciebie marynarza. I cokolwiek byś sobie myślał, mój chłopcze, dziękuj Bogu, że trafiłeś w moje ręce. Ja sam uciekłem z domu, ale naliczyłbyś na moich plecach więcej śladów bata niż dni w moim życiu. I chociaż opłynąłem już cały świat wzdłuż i wszerz, nigdy nie udało mi się trafić ponownie do domu. Zapamiętaj to sobie. [...] Pieniądze, które ci zabrałem – ciągnął umierający kapitan - były twoim udziałem w tej wyprawie.”
* * *
Uczeń - obywatel ma chyba prawo znaleźć się w sytuacji, w której jego przyszła kariera, przyszła praca zależy od wysiłku włożonego w zdobywanie wiedzy i umiejętności.
Ale po pierwsze, musi o tym wiedzieć. Po drugie, musi powstać w nim przekonanie, że przyszła kariera zależy od wysiłku.
Wszędzie zdarzy się taka grupa ludzi, jak dar losu niemalże, która powie: skoro są zdolni uczniowie, powinna być i dobra szkoła. Powiedzą i zrobią. Tak jak w państwie: są bogaci obywatele - jest bogate państwo.
To, że ludzie mogą normalnie zarabiać – rzadziej w Polsce, a częściej w Europie – to zasługa właśnie edukacji. Trochę więcej młodych Polaków gra w pierwszej lidze nowych technologii, pracuje w najlepszych firmach i w uczelniach, niż mamy zawodników w Premiership, Primiera Division czy NHL, NBA czy w Pucharze Davisa.
Ludzie zdolni zdarzają się powszechnie. I powszechnie są ignorowani, bo rządzą u nas (na szczęście nie nami) raczej ludzie pozbawieni talentu i umiejętności. Ci zaś, pozbawieni złudzeń, złudzeń również pozbawiają.
* * *
W polskiej szkole pokutują socjalno-populistyczne obyczaje i zasady. Etat - to socjalny obowiązek państwa wobec nauczyciela. Owszem; nauczycielski etat powinien być państwa obowiązkiem inwestycyjnym wobec społeczeństwa, ale nie socjalnym. Przedstawiciele państwa od lat “ćwiczą ten socjal”, ponieważ to najłatwiej.
łatwiej ulega się potrzebom socjalnym niż logice.
A szkoła to element szeroko rozumianej gospodarki, a nie rekreacji czy pomocy społecznej. To już nie „ochronka”, nie jakaś forma rozwiniętej filantropii zawstydzonych burżujów lub dobroczynności Księcia Pana, rodem z XIX wieku. Chociaż i teraz nieboszczka Diana najpierw kupowała sobie suknię za 20 000 dolarów, a później oddawała ją na cele charytatywne.
Brak zrozumienia potrzeb oświatowych przez politykę, to również brak chęci budowania autorytetów. Same pieniądze nie kształcą.
Czy jednak można publicznie żądać od nauczyciela motywacji, jeżeli nie cenimy jego pracy? Większości źle płacimy. łatwo znajdujemy usprawiedliwienie, że ten zawód to misja. A z drugiej strony - przecież wcale nie muszą. Albo inna "praktyczna" mantra - „widziały gały co brały”. Nie doceniamy przede wszystkim pracy nauczycieli ze szkół, w których każda zdana matura, to duży indywidualny sukces, a dostanie się absolwenta na studia, to wyczyn olimpijski.
* * *
Czy szkoła może (powinna?) gwarantować sukces, dobrą pracę, dobrą uczelnię i wychowanie? A nawet wykształcenie?
Dobre szkoły zakłócają tok normalnej szkolnej nauki. A nuż ktoś sobie przypomni, że taka szkoła zaczynała od ostatniego miejsca w miejskich rankingach. I diabli wezmą wszelkie argumenty, że nie można.
Szkoła musi istnieć przynajmniej 20 lat, żeby można było ocenić jej stabilną wartość. Wtedy okaże się czy szwy trzymają mocno, czy to co się o niej opowiada to wyłącznie lekka, widoczna gołym okiem medialno - towarzyska fastryga.
* * *
Budowanie szkolnego autorytetu, to uczciwe zasady doboru kadr. Codzienna amoralna, promująca lenistwo polityka państwa niszczy codzienne nauczycielskie wysiłki. Na szczęście nie do końca, bo uczniowie nie gęsi i swój internet mają, i tam właśnie odnajdują sposobność do słodkiej zemsty. W tym bezimiennym, czasem okrutnym i beznamiętnym jak wzburzony ocean internecie dostaje się wszystkim.
Czy to jednak dobrze, że młodzi ludzie nie szanują polityków? Kojarzenie całej klasy politycznej ze społecznym i rzeczywistym złodziejstwem, a także brakiem kompetencji jest niesłuszne, ale niestety tylko częściowo. Skłonna do uogólnień młodzież, do przesady również radykalna, bezkompromisowa, nie posiadająca do tego zbyt wiele umiejętności i chęci nauki, anonimowa jak tłum; z wizją pracy w Irlandii w rozgoryczonych oczach, zawsze powie, że polityk to złodziej i człowiek nieudolny. Bo nie dał pracy. A przecież, z drugiej strony, gdyby mieli odpowiednie zawody i wykształcenie, to mieliby też pracę.
Ale polityk – i to jest adresat właściwy - przede wszystkim nie wykształcił, i nie dał zawodu, stosownie do talentu i możliwości. Nie zadbał o przyszłość, i nie przewidział jaka ona będzie.
To w ten właśnie sposób polityka “okrada” (cudzysłów niezbędny) młodych ludzi.
* * *
Nie ma zjawiska “głupich nauczycieli” – z jednej strony, i “głupich uczniów” – z drugiej. Bez hipokryzji jednak, bo tak właśnie „się” mówi i tak „się” myśli. "Głupi" nauczyciele, i "głupi" uczniowie. Czyli głupi wszyscy. A rodzice?
Rodzice stają w szkole po stronie swego dziecka. Słusznie postępują. Ale w domu, dla równowagi powinni stanąć po stronie nauczyciela. Rodzice źle wychowani w swojej szkole, bez wykształcenia, a z sukcesem gospodarczym, pewni siebie, bo z pieniędzmi większymi niż nauczycielskie, nie staną po stronie tego “golasa” co ma mniej “kasiory”. Inni bez wyraźniejszego sukcesu gospodarczego, a nawet bez pracy nie są też przekonani do potrzeby zdobywania wiedzy.
* * *
źle o społeczeństwie świadczy fakt, że dobre szkoły powstają częściej - bardziej z ambicji nauczycieli, a nie z ambicji rodziców. Rodzice zawsze znajdą dobre szkoły dla swoich dzieci. Bo takie były i są. Jest ich nawet dużo więcej niż było 15 - 20 lat temu, można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć.
Do rodziców czyli społeczeństwa można i trzeba mieć pretensję, że nie żądało zmian na lepsze w swoich szkołach. Ta "zapaść" kształcenia na wysokim poziomie m.in. odcinała od dobrych uczelni dzieci wielu rodziców o małych możliwościach finansowych.
Testy kompetencji oraz poza szkołą oceniane matury zaburzyły stan samozadowolenia z dobrze wypełnianej misji edukacyjnej.
* * *
Kiedy kierowca wsiada do ciągnika, i z prędkością 80, 100 km/godz prowadzi skład o wadze 40 ton, musi wcześniej zdać różnego rodzaju testy i egzamin. Stres wywoływany pracą w tym zawodzie jest bardzo duży. Co kilka lat kierowcy muszą zdawać testy – nazwijmy je – kompetencji. Dostają też mandaty, mają potrącenia premii, lub w skrajnych wypadkach mogą trafić do więzienia za spowodowanie wypadków. Kierowcy za złe wykonywanie swojego zawodu są karani. Rodziny kierowców odczuwają te niepowodzenia.
Czy oceniany jest pokój nauczycielski? Czy odczuwa swoje błędy na swojej własnej skórze? Czy odczuwają to ich najbliżsi?
Dlaczego jesteśmy w stanie - a właściwie każe nam się rozumieć - trudną sytuację rodzinną nauczyciela, a nie jesteśmy w stanie zrozumieć trudnej sytuacji kilku pokoleń uczniów, które zostały źle nauczone matematyki? Lub zostały zniechęcone do rysunków. Za nauczycielami ujmuje się Karta Nauczyciela i związki zawodowe. Słusznie.
A kto ujmie się za uczniami? Nawet nie wszyscy nauczyciele się ujmą. Nie chodzi tu wyłącznie o pojedyncze przypadki. (Jakże łatwo powiedzieć - pojedynczy przypadek - a tu chodzi o życie). Chodzi o całe roczniki młodych ludzi. Kto w końcu wytoczy proces np. związkom zawodowym, że przez wiele lat utrzymywały za wszelką cenę na stanowisku nauczycielskim osobę niekompetentną, i co najmniej szkodliwą?
* * *
Nikomu nie służy popieranie złej pracy. Niedługo rynek, nie tylko ten oświatowy, prędzej czy później zadecyduje o przyszłości zawodu nauczyciela. Już powoli decyduje. Ludzie mając więcej pieniędzy zabiorą swoje dzieci ze szkól publicznych. Powstaną, powstają szkoły niepubliczne. I rodzice dadzą pieniądze nauczycielom lepszym, bo przecież nie tzw. zasłużonym (nie bardzo wiadomo z jakiego powodu). Bo są może i zasłużeni, ale nie dla rodziców.
Utrzymają się tylko te bardzo dobre, i te bardzo złe publiczne szkoły. Bo ktoś tych z ostatniej dziesiątki musi kształcić. Szkoły bardzo dobre znajdują sposoby, żeby mieć dobrych nauczycieli, a wyeliminować słabych.
I warto zadać związkom związkom zawodowym pytanie, czy taki los szykują swoim członkom: do emerytury w słabej szkole?
Związki zawodowe same wkładają swoim członkom ten przysłowiowy kosz na głowę nie podejmując rozmowy merytorycznej o oświacie. Zasłaniają się Kartą, a ta Karta niewiele jest w stanie przysłonić. Wszystko widać.
* * *
Lawina oświatowa składa się z tych drobnych kamyczków, które odrywają uczniów i nauczycieli od solidnego podłoża. I byle drobiazg ją uruchomi.
Szwajcarzy, Niemcy, Włosi, polscy górale, i inne praktyczne, i mniej praktyczne nacje, bez zrozumienia rzeczy, wycięły górskie lasy zapewniające ludziom mieszkającym w dolinach bezpieczeństwo; to lawinowe, i to związane z gwałtownością górskich rzek i potoków. A las rośnie wolno.
Czym tak naprawdę mogą ryzykować ambitni nauczyciele i dyrektorzy, którzy chcą zbudować i prowadzić dobrą szkołę? Myśląc wg standardowych kryteriów – praktycznie niczym. Gdyby im się nie udało, to i tak szkoła może dalej istnieć.
Ryzyko tak naprawdę jest zawsze jedno: że potwierdzi się teza, że nic nie uda się zrobić. I że myślenie o edukacji jako szansie na lepsze życie, zostanie skompromitowane.
Polityka nie stać na ryzyko, bo wypadnie z gry. Gdy się zamknie szkołę, to żaden problem.
Oświata to zbyt poważny problem, żeby tylko był przedmiotem głosowań. Oświata musi być przedmiotem dyskusji.
* * *
Sprawy zaszły tak daleko, że nie ma co myśleć idealistycznie, o zmianie wszystkiego na lepsze, i cudownej przemianie osobowości. Margines jak magnes przyciąga wielu, gwarantując młodym duże prowizje, przy dużym ryzyku i niewielkim nakładzie pracy, i niewielkich umiejętnościach.
Jest niedopuszczalną taka sytuacja, że ci których można uratować, nie mają takiej szansy; bo po pierwsze nie potrafimy ich przekonać, do chwycenia wyciągniętej ręki, a po nie drugie stwarzamy im warunków “technicznych” do wykonania kangurzego skoku. To nieuczciwe skazywać również tych słabych, słabszych uczniów na trudny, życiowy start.
Ludzie zdolni zdarzają się powszechnie. I powszechnie są ignorowani, bo rządzą raczej ludzie pozbawieni talentu i umiejętności. Ci, pozbawieni przez politykę złudzeń, złudzeń również pozbawiają innych.
Klucz decyzyjny >Nie-bo-nie<, polski równoważnik Paragrafu 22, jest dostępny dla każdego; wystarczy otworzyć szafkę w dowolnym urzędzie, ten sam patentowy klucz wisi tam na gwoździu; a samorządowiec – dyrektor, pracownik samorządowy bierze, i używa bez żadnego przeszkolenia. Nie jest ono potrzebne, ta umiejętność jest jak instynkt.
* * *
Szkoła musi istnieć przynajmniej 20 lat, żeby można było ocenić jej stabilną wartość. Wtedy okaże się czy szwy trzymają mocno, czy to co się o niej opowiada to wyłącznie lekka widoczna gołym okiem medialno - towarzyska fastryga.
Dobra szkoła to wiele samozaparcia i konsekwencji, nauczycieli i dyrektora. I to nie swoje, a cudze dzieci uczysz. A temu uczeniu towarzyszy społeczna niewiara, lekceważenie, bezinteresowna zawiść szewca, co nie został kanonikiem, i powierzchowna krytyka. Czy szkoła może (powinna?) gwarantować sukces, dobrą pracę, dobrą uczelnię i wychowanie?
Ciekawe, co zrobią z tą dużą wiedzą, i możliwościami absolwenci? To ważne pytanie i tylko czas zweryfikuje wcześniejszą pracę szkoły. Ciekawe jak jej wychowankowie zmienią świat wokół siebie wg recept wypisanych przez dobrych nauczycieli?
Zdystansowana pobłażliwość środowiska nauczycielskiego wobec dobrych szkół jest szczęściem w nieszczęściu. Być może te szkoły żyją, bo są wyjątkami. Gdyby miały stanowić wzorzec, to już dawno by ich nie było.
* * *
W prasie, radio, telewizji nie widać lekcji opuszczonych przez nauczycieli, wynikających z częstych zastępstw, nauczycieli zmieniających się w ciągu roku, nie widać uczelni, które dają dyplom ludziom nie posiadających elementarnej wiedzy z przedmiotu, którego uczą.
Nie widać również arogancji, z jaką rozmawiają z rodzicami, którzy przyszli na wywiadówki.
Nie widać również arogancji i chamstwa tzw. “kulturalnych” rodziców.
Ale też słowa pełne goryczy, nierzadko agresji, kierowane pod adresem nauczycieli, biorą się stąd, że ludzie intuicyjnie czują, że tak wiele właśnie od tych nauczycieli zależy.
Wojciech Hawryszuk