Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Nie można kontrolować telefonów swoich podwładnych. To nie są nasze standardy.
Mateusz Morawiecki o zarzutach o brak nadzoru kierowanych pod adresem Zbigniewa Ziobro. Mateuszku, jak będziesz gadał takie głupoty, to się jeszcze ktoś przekręci ze śmiechu i dostaje zawału. 11 września 2019

 

 

Wybory to są jakieś mniej lub bardziej pozorne ruchy społeczne i polityczne.

 

Rytuał i fetysz demokracji. Gadżet.

 

Kogo się obawiać, milczącej większości czy stałego elektoratu przeciwników – względnie swojego elektoratu? Najlepiej nie martwić się o wybory i najlepiej na nie - nie pójść. Politycy też niekoniecznie i nic się nie stanie. W chorobę sierocą nie wpadniemy.

 

 

Bezczelne stwierdzenia polityków w stylu „nie byłeś na wyborach to się teraz nie czepiaj”, połajanki państwowe, brzmią niewiarygodnie arogancko. Jaki obywatele mają wpływ na to co się dzieje, chodząc regularnie na te wybory? Niby dlaczego nie mogę narzekać niezależnie od spełniania powinności obywatelskich? Czy politycy są właścicielami państwa, zarządcami czy pracownikami sezonowymi wynajętymi do zarządzania.

 

Kto w międzyczasie pytał mnie o zdanie, nawet de jure i pro forma?

 

Ładnie i obywatelsko brzmi pytanie, o to co zrobiłeś dla swojej ojczyzny, ale odwrócenie pytania stawia ojczyznę w kłopotliwym położeniu.

 

Wieczne, rodem jeszcze z PRL-u dążenie władzy do wywołania zjawiska powszechnego poczucia winy.

 

Ludzie się zmieniają, a władza nie.

 

To jest wychowawczy program "wpajania" obywatelskiego wstydu, realizowany mimochodem, mimowolnie – a może i nie mimowolnie, może właśnie wkalkulowany w tzw. demokrację. „Siadł i wstydził się!” - zdają się wrzeszczeć wszystkie usta sparzone troską o kraj i obywateli.

 

Umiejętności i sposoby inżynierii społecznej rodem z przedszkola. Ale że jeszcze nie dorośliśmy, cała europejska cywilizacja, tzw. stare demokracje również, do podstawówki politycznej to i ulegamy owym „przedszkolankom”. Wyjątkowo trafnym przykładem tej dziecięcej uległości jest Bruksela i jej chęć prostowania bananów.

 

Podobnie jak politycy dziennikarze są daleko od ludzi. Są użyteczni, o ile korzystają z piknikowego koszyka medialnego przegotowanego codziennie przez służby PR, prasowe lub zwykłą sekretarkę. Dlatego teraz kac jest taki wielki. Jakby wszyscy o tym zachowaniu elit nie wiedzieli. Dalego takie szarpanie za polityczne nogawki. Stąd takie przyrodnicze zjawisko, taki okresowy regres, że cnotliwa szczecina porasta czwartą władzę w wiosennym tempie.

 

Pijaństwo i kac, co jakiś czas są wskazane. Później wszystko wraca do normy. O ile nikt nie umrze w międzyczasie.

 

Jest sobota, 5 lipca, imieniny Szczecina; kto i co wkłada do medialnego, piknikowego koszyka.

 

* * *

 

Jakim idiotami muszą być socjaliści – intelektualiści - socintele – rozczarowani wreszcie maoizmem. Nie mówiąc o Związku Radzieckim, Stalinie, Leninie.

 

Co to znaczy, że młodzi i starzy noszą arafatki, berety pana doktora oraz zielone czapki z czerwoną gwiazdą? Dla ludzi wszystko okazuje się umowne i jednocześnie nieistotne. To tylko moda. Rzecz przemijająca i nieistotna. Zjawisko sezonowe.

 

Może socintele rozczarowali się wreszcie, bo żaden z komunistycznych naczelników nie chciał słuchać ich światłych rad i wskazówek; zresztą socintelom nie przyszło do głowy że to był humbug,

 

Jakże mogli „czerwoni” słuchać dobrych rad, skoro do niczego nie były potrzebne. Bo nigdy nie chodziło o żaden socjalizm. Ci, którym chodziło, zginęli od siekiery.

 

Ale, czym innym można było wytłumaczyć zmianę rządu, jak nie zmianą systemu politycznego?

 

Czerwony niedźwiedź chciał brylować na europejskich dworach. Nie był takim znowu samotnikiem.

 

Socintele, kochankowie porzuceni na politycznej kanapie. Trudno tu o sarkazm, ironię czy nawet zwykła, ludzką złośliwość, bo są tak beznadziejnie głupi i tak beznadziejnie dobrze upasieni na tej demokracji, któą tak usilnie zwalczali.

 

Nie wiadomo co gorsze, lewicowa ślepota czy prawicowa hipokryzja; obie – głupie i nieuczciwe.

 

* * *

 

Co to jest anarchia? Walka z systemem? Jeżeli walka, to tworzenie nowej władzy – władzy zwycięzców. Po to się walczy.

 

Anarchia to ostentacyjna równoległość rządów – nie można tego mylić z opozycją, przyszłą władzą; to jest dzisiaj możliwe. Anarchia rozumiana, wyznawana, pieszczona współcześnie ma zbyt wiele gadżetów, zielonych czapek z czerwonymi gwiazdami, arafatek - współczesnych ornatów i świątków, ma swoich mistrzów i uczniów, ma swoje nabożności, ruchome i nieruchome święta.

 

Ale ta prawdziwa anarchia to piąta władza i tego nie potrzebuje. Nie potrzebuje „podkarmiania” przy pańskich stołach.

 

* * *

 

Nie należy się koncentrować na wysiłkach zmierzających do uszlachetnienia władzy, a tym bardziej tzw. polityki. Co to za dziennikarze; czy dziennikarze mają jakąkolwiek władzę, oprócz tej, której użyczają im od czasu do czasu „inżynierowie dźwięku”?

 

W Polsce „Inżynierowie dźwięku - inżynierami dusz”. Elity nie wierzą – nigdy nie wierzyły, głównie w swoje intencje.

 

Czy elity muszą odrobić lekcję patriotyzmu na użytek publiczny. Co oni sobie myślą? Elity zaczynają nie wierzyć w to jaka jest moralność władzy, czy, ogólniej – polityków. Co to za elity, co się w tym wszystkim nie połapały?

 

Elity nigdy nic nie musiały i nic nie muszą. Dlatego są arystokracją bez powinności.

 

Dlaczego należy się zastanawiać nad procesem restauracji elit ? To nie jest problem codziennego człowieka, to jest problem elit.

 

* * *

 

Sytuacja PO w Polsce przypomina sytuację Francji przed wybuchem II wojny. Była linia Maginota – nie do przejścia, ale Niemcy przeszli „górą” i było po kompocie. Niemcy jak to Niemcy, zakute łby; skoro była ta linia nie do przejścia, to jej nie przechodzili. Zgodnie z rozkazem.

 

A idioci – generałowie w armii francuskiej – storpedowali wcześniej ideę budowania broni pancernej, na rzecz bezużytecznych, drogich umocnień. W budowaniu których też były pewnie jakieś poważne interesy.

 

PO ma swoje słupki, ale słupki też się mogą wywrócić. Jakiś krecio, turkuś (ładniejsze od turkucia), ryjówki, rdza, stary beton, szalona rzeczka; coś tam zawsze może podmyć wyglądające na razie na trwałe kolumny i wycinki statystycznych diagramów. Świnia wejdzie w szkodę. Żubr sobie podepcze.

 

* * *

 

Nieprawdą jest, że to właśnie ludzie inteligentni i uczciwi do tego powinni po władzę sięgać, i sięgnąć, dosięgnąć wreszcie.

 

Ludzie inteligentni powinni stworzyć 1000 salonów politycznych zamiast jednej hali sali kongresowej dla odbycia zjazdu.

 

I do siebie motłochu za próg nie wpuszczać. Ani tego ze śmietnika, ani tego z kupionych za nasze ciężko zapracowane pieniądze – limuzyn.

 

Ta dotychczasowa polityka ze swoimi kapłanami i wyznawcami, musi odczuć, że są miejsca, gdzie nie jest mile widziana i dokąd ta „religia” nie będzie miała prawa wstępu. Gdzie zegarki, buty, garnitury, polędwiczki, będą uważane za obciach.

 

Koncepcja z Lepperem była niezła. Ale uwiodły go salony, gdzie , miejsce gdzie mógł być prawdziwym „chamem”. Ale na tym mu specjalnie nie zależało. Już później nie zależało mu na miłości organizacyjnej.

 

* * *

 

Różne osoby – wynajęte lub przekonane, czasem i jedno, i drugie, co chwila uzasadniają kształt cywilizacji. Cywilizacja bywa również usprawiedliwiana. Cywilizacja uzasadniona, podobnie jak demokracja; lepsze konie chwilowo na parkurach nie wystąpią.

 

Tak jak współczesna sztuka, którą trzeba objaśnić, dołożyć kontekst, kartę choroby wykonawcy. Jakby to wszystko było z innego świata.

 

Wojciech Hawryszuk, 5 lipca – 11 sierpnia 2014