Dostałem do przeczytania - wczoraj - wywiad rzekę z Jerzym Urbanem. Copyright - Jerzy Urban. To ważna uwaga początkowa. Powstała bowiem panorama historyczna i tak jak każda zawiera skróty i znane z literatury symbole. Kossak i Styka też przecież upraszczali ale wszystko tam było.
Wolałbym dziennik albo listy JU. Dziennika chyba nie prowadził, ale publikował na bieżąco.
Powinien to wszystko, chronologicznie zamieścić w Internecie, wszystkie publikacje wydane jako wydawnictwo papierowe - zbyt obszerne.
Autor przyznaje się do wielu pomyłek i nieprawidłowych ocen.
W książce jest również naiwność i pokora. Autor-Bohater jest sędzią i podsądnym.
Jeden przed drugim w wielu miejscach kluczy i wymiguje się od odpowiedzi.
Największą naiwność okazał wobec lewicy.
Chyba nie zauważył (?) prymitywnego marnotrawstawa państwowego i politycznego, ocierającego się o zbrodnie i zdradę stanu. Wiedział dlaczego tak jest, a jednak wszedł do rządu.
Popierał lewicę w dwudziestoleciu III RP i zawiodła Jego oczekiwania. Na co liczył? Na kogo? Jest w tej książce żal za niegdysiejszym śniegiem.
Niechęć do JU bierze się z wielu powodów - to m.in. reakcja na wywracania na nice towarzyskich, społecznych i politycznych faktów. I rzeczywistości też.
Niechęć JU do Solidarności bierze się nie tyle z poczucia porażki politycznej ile przegranej walki o robotnicze dusze.
że oto cham znalazł złoty róg i ostatecznmie go nie zgubił. W zasadzie zgubił. Jednak - długo trzymał.
Myślę, że dziennikarka zadająca pytania - Marta Stremecka - jest postacią fikcyjną. A pytania są po to, żeby urozmaicić narrację Autora.
Jeżeli dziennikarka MS nie istnieje, to rzecz jest w swej istocie jeszcze bardziej ciekawa. Oceniając, a raczej opisując swoje realcje i wrażenia (to określenie od Pana Leszka Kołakowskiego), traktując rzecz całą na zimno, ale też zaraz po lekturze, która trwała ciurkiem ok. 8 godzin, uważam że nie było miejsc szczególknie irytujących.
Jakiejś minoderii i podlizywania się się do czytelnika, o co dbał JU czasem przesadnie. żeby raczej nie było.
Pożyczył mi tę książkę Henryk, ale i tak ją sobie kupię, bo warto.
To nie jest miła lektura, złożona z anegdot, które mogłyby .
Może znajdę w antykwariacie, oddaną przez obrzydzonego postacią posiadacza.
Niezwykła, niepospolita kariera i życiorys. I kawał historii.
Chociaż wiele razy miał możliwość powiedzenia - nie, to wiele razy z takiej możliwości nie skorzystał.
Kilka pytań, związanych z naiwością JU podczas pełnienia funkcji rzecznika prasowego rządu, jest oczywistych. Ale niech je stawia każdy czytelnik wedle upodobania i znajomosci rzeczy.
Pęknięcie między uprawianiem polityki, a publicystyką jest aż nad to wyraźne. Tego Autor ani nie podkreśla, ani nie punktuje. Są to różne emocje.
Okres trzeci, czyli Tygodnik "NIE", opowiedziany bez sensacji i ten wątek jest najmniej ciekawy. To tylko krótka rzecz o bogactwie.
Był "Alfabet", jest wywiad-rzeka, czekam na kodycyl do tego testamentu, na opisanie tych niegdysiejszych i współczesnych śniegów. Na raport o stanie państwa, bez wywalonego jęzora i szampana.
Przy Kaszubskiej, 8-9 czerwca 2013 r.