Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Antykomunistyczny bolszewizm.

 

Jadwiga Staniszkis Najprawdopodobniej o rządach PIS. FpF Tvn24 21 stycznia 2016

W pewnym mieście zachodniopomorskim, pewien mężczyzna w sile wieku zadzwonił na policję, ponieważ gasło mu co i rusz światło. Oglądał serial z komisarzem Wallanderem i chciał doczekać w spokoju finału kolejnego odcinka.

Mieszkał ów mężczyzna w mieszkaniu komunalnym, czyli prawie jak w komunie. Czarna od muszych kropek żarówka w bramie nie działała, na krętych i wąskich schodach też nie działała od 6 miesięcy, ale nie miała też kropek, bo jej już nie było. Była potrzebna komuś z piętra.

Taka jest i była rzeczywistość komunalna. Klatka zaniedbana, złuszczona farba. Urządzenia elektryczne pootwierane jakby czekały na samobójcę lub co najmniej wesołka z plastikowym workiem pełnym wody.

Zachodniopomorski mężczyzna mieszkał tam, bo musiał. Jak by nie musiał to z pewnością mieszkałaby w innym zachodniopomorskim lub peruwiańskim mieście przy zupełnie innej zachodniopomorskiej lub marokańskiej ulicy.

światło w mieszkaniach tej klatki „migało” jakby wszyscy sąsiedzi nagle zaczęli spawać. Jak w filmach o wyjątkowych dokonaniach przemysłowych w latach pięćdziesiątych. Migało od jakiegoś czasu; jakiegoś czyli od półtora roku. Ostatnio, przez tydzień chyba, a na pewno działo się tak od dnia kiedy upał zelżał, zaczęło migać zupełnie paskudnie i częśto, jęło przygasać jakby przysiadało z wysiłku.

Mężczyzna uspokoiwszy rozmigotany wzrok, sięgnął po fakturę, których kilkaset dostał w swoim życiu od urzędu elektrycznego. Znalazł numer pogotowia elektrycznego i zadzwonił. Urzędnik elektryczny, podniósł słuchawkę lub nacisnął przycisk, a następnie wysłuchał w spokoju skarg na nieprawidłową dostawę prądu, zgodził się, że rzeczywiście dziwne, że prąd przysiada z wysiłku, ze zrozumieniem odniósł się do straconych plików w komputerze, i oto urzędnik elektryczny zaproponował zachodniopomorskiemu mężczyźnie, żeby się za bardzo nie martwił, bo urząd elektryczny jest ubezpieczony.

Czy zgłaszający dziwne objawy elektryczne do urzędu człowiek się przestał martwić, czy nie przestał – tego jeszcze nie wiemy. żeby ten człowiek czyli znany nam już mężczyzna zachodniopomorski zupełnie się nie martwił, czyli dał spokój, urzędnik powiedział mu – temu mężczyznu, że jest w umowie z urzędem elektrycznym taki zapis, który mówi, że urząd nie odpowiada tak naprawdę za dostawę prądu do jego mieszkania. I żeby się zwrócić z tą sprawą do właściciela budynku. I oczywiście zachęcał żeby płacić regularnie dalej za kolejne faktury. Jeżeli chodzi o płacenie to tak, jeżeli o miganie, przygasanie i tak dalej, zniszczenie pralki, to już nie. żeby, za przeproszeniem, było wszystko jasne.

Zachodniopomorski mężczyzna wrócił do oglądania swojego ulubionego Wallandera. Jeszcze raz mignęło coś ze trzy razy pod rząd, dekoder włączał się i wyłączał, na Koniec się włączył, mężczyzna odetchnął, i mógł spokojnie doczekać końca filmu i rozwiązania intrygi.

Następnego dnia rano, licząc, że trafi na innego urzędnika elektrycznego, zadzwonił w to samo miejsce. Niestety, obaj urzędnicy, nie dali się zwieść logice, i wiedzieli o tym zapisie w umowie, który wyraźnie mówi, że urząd tak naprawdę za nic nie odpowiada. Jeżeli nawet odpowiada za coś, to nic mu za to nie grozi, bo jest ubezpieczony.

Zadzwonił z tą samą sprawą do właściciela budynku, gdzie przyjęto jego telefon ze zrozumieniem. Ale nic z tego zrozumienia nie wynikało, albowiem po południu i pod wieczór, „światło” przygasało, i migało jak samochodowy migacz niemalże. Podobno ktoś był, coś mierzył, ale żarówek nie wkręcił, ze śmiecia muszego żarówki w bramie nie wytarł. Po tym jak upłynęło 18 miesięcy migającego, przygasającego światła, miało miejsce kilkanaście zgłoszeń do administracji, tego migania doświadczyli również robotnicy remontujący dwa mieszkania w klatce, ktoś się wreszcie pojawił, ale jak się później okaże nic z tego zupełnie nie wynikło.

Wieczorny telefon do urzędu energetycznego też niewiele dał mężczyźnie. Urzędnik elektryczny był przygotowany; tym razem nawet zagadał zdesperowanego miganiem człowieka. Wg urzędnika wszystko wciąż jest tak, jak ma być. Na sugestię przyczyn tego stanu rzeczy, że może ktoś kradnie ten prąd, nadmiernie obciąża sieć, robi coś niezgodnego z literą ducha i prawa elektrycznego, ze sztuką elektryczną, urzędnik chyba się ucieszył z takiego konceptu, i poprosił żeby mężczyzna zachodniopomorski zgłosił to wszystko do prokuratury.

Minęło raptem 30 minut od wyczerpującej rozmowy z urzędnikiem elektrycznym, zakończonym odłożeniem słuchawki przez urzędnika, i się zaczęło na poważnie. Najpierw charakterystycznym smrodkiem, na klatce, od parteru po strych, zaczęła dawać o sobie rozgrzana preszpanowa tablica. Wdzierała się po chamsku między zapachy wanilii, smażonych powideł i ziół prowansalskich.

O palącej się tablicy rozdzielczej sąsiadka z dołu powiadomiła straż pożarną. Zebrała się grupa tych od frontu i tych z oficyny. Ludzie zaczęli sobie przypominać awarie sprzętu AGD, lodówek, komputerów i żyjące krótko żarówki, które miały miejsce w ciągu ostatnich lat. Od takiego stopionego bezpiecznika -zauważył młody pan z oficyny - rozpoczęła się tragedia w Kamieniu Pomorskim. I zapewne wiele innych.

Na parterze, z położonej 2 metry nad drewnianymi schodami skrzyni z bezpiecznikami 63 A każdy, buchał żywy ogień. Pod bezpiecznikiem wypaliła się w końcu część tablicy rozdzielcza, spaliła się również izolacja na przewodach o średnicy ołówka.

Kiedy straż pożarna przyjechała ogień już sam zgasł. Budynek został niby odłączony od sieci ale co ciekawe, w skrzynce rozdzielczej prąd nadal był, a przecież nie powinien. Pojawił się również samochód urzędu elektrycznego, ale jakoś nikt skory do rozmów nie był. Pogotowie lokatorskie uwinęło się z profilaktycznym „załataniem” tablicy dosyć szybko. Zaczęły pracować domowe lodówki. Chociaż mężczyzna zachodniopomorski kąpiel brał jeszcze przy świecy, bo nagrzewacz gazowy był na baterie. Wreszcie jakiś mądry wynalazek. I konieczna była jeszcze opowieść o łuczywie, pochodniach, kagankach, świecach, lampie naftowej, dawnych ciemnych czasach, bo mała siedmioletnia dziewczynka była bardzo tym wszystkim przestraszona i nie mogła zasnąć.

Będzie migało czy nie będzie? Zrobią nową tablicę czy nie zrobią? Mężczyzna zachodniopomorski zasnął pełen obaw i nadziei, że kolejne przygody komisarza Wallandera obejrzy w całości, irytując się tylko na wszechwładne reklamy. Szkoda tych pięknych ujęć, nastroju, surowego krajobrazu Szwecji – przerywanych widokiem szczerzących się gołych kobiet, pięknej Rumunii, zniechęcających zachęt banków i samochodów, które musi i powinien mieć każdy. Wszystko nie dla idiotów.

Spisał nie upiększając - Wojciech Hawryszuk 25 września 2009