Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Zostawmy trochę rąbka tajemnicy.

Rozmówczyni – właścicielka (ale się posklejało) rąbka w porannym programie TVP3 Szczecin 5 lutego 2016

To właściwie początek opowieści. Nawet nie szkic czy przyczynek. Sam czubek początku. Pojawily się tutaj różne wątki, ale już wiadomo, że powinny pojawić się inne, kierujące uwagę czytelnika  na przykład na Antypody, tam jest kilku naszych. Może jedna z Ameryk, Europa. Takie zwykłe, polskie losy. Przymierzałem się kilka razy, wątpiąc, czy starczy tej naszej historii Akademickiego Radia "Pomorze" na dłuższą opowieść. Ani to spowiedź, ani rozgrzeszenie. Chcę wiedzieć jak to było, ciekawi mnie również to, dokąd zaprowadzi mnie to wspomnienie.

Gilotyna i sklejka. Głośniki w pokojach. "Ruski" wzmacniacz. Transmisja kablowa do akademików innych uczelni. Technika radiowa.Czy my poszukiwaliśmy prawdy, czegoś ważnego, czy nie? A może ta "prawda" przychodzi po drodze? 

Opowieści z radiowych schodów.

             Trudno powiedzieć, czy ta opowieść będzie dla każdego zrozumiała, z wyłączeniem ludzi z ARP. Zawsze zazdrościmy innym legend, które tworzą się wokół ich życia, miejsc, zdarzeń. Chciałbym się osobiście dowiedzieć, czy my mamy też swoją legendę. Komu ją przekazaliśmy, kto ją zna? Legenda, to Coś co nas do tej pory łączy, wydaje się niezwykłe, uniwersalne, zrozumiałe dla innych, a w znacznej części zrozumiałe wyłącznie dla nas. Być może opowiadamy o naszym dawnym życiu swoim dzieciom. Słuchają czy nie słuchają, pytają co było dalej, czy litościwie milczą. Co to wszystko było warte? To w kwestii legendy wydaje się być podstawowym pytaniem.

            Jaką wartość ma ta nasza niegdysiejsza umowa, co do wspólnej pracy,

           Można wszystko udowodnić, słowo jest giętkie, i powie wszystko, co wymyśli głowa. Pojawią się w tej opowieści rożne anegdoty i przypowieści, ale niczego na początku nie zakładam. I z pewnością niczego nie będę udowadniał. Opiszę, mam nadzieje z pomocą koleżanek i kolegów, to wszystko, i zobaczymy.

Jest takie miejsce w miejscach „okupowanych” przez mniejsze i większe społeczności, kluby, stowarzyszenia, gazety, szkoły, gdzie nie wstyd było tracić czasu na gadanie. Tym miejscem – taką małą agorą były w ARP – schody, dokładnie 4 schody na korytarzu. Z prawej stał stabilizator napięcia, ważył z 200 kg, bo sercem tego urządzenia był rdzeń transformatora wielkiej mocy, który zasilał urządzenia radiowe.

Na dole, po lewej było wejście do reżyserki Studia większego, a zaraz dalej do amplifikatorni i studia mniejszego (z amerykańskim stołem mikserskim z wielkimi okrągłymi potencjometrami, które nigdy nie trzeszczały – zdjęcia mile widziane) i spikerki (2 x 1.5 m) (pomieszczenia dla spikerek). I na tych schodach załatwiane były sprawy towarzyskie, palono papierosy przeważnie, niepalących było mało. Kto nie palił? - Wachowicz, Szeląg, Maniakowski (czasem zadymił), Krzekotowski, Basia Rokicka, Krystyna Marciniak pv Kondarewicz, Basia Pawełczyk (a gdzie jest Basia?), Pani Helena, - kto jeszcze nie palił? Reszta szła na całość; Wójcik "Klubowe" i "DS-y" albańskie, ja radomskie "Sporty", przysyłane z Ostrowi Mazowieckiej, bo Szczecinie były tylko łódzkie i "EM" z filtrem; Bursztynowicz palił poważnie, Sypnicki jan mam nadzieję , że nie przestał, Welca można było "naciągnąć" od czasu do czasu na "Caro" lub "Carmena". Takie ekskluzywne "szlugi" kupowało się na Bal co najwyżej.

Całe to "schodowe" gadanie przeszkadzało oczywiście w realizowaniu audycji, i trzeba było wynosić się do pokoju redaktorskiego. 

 

Ludzie

 

           Archaizmy czyli kolektyw programowy i techniczny. Do końca bytu radiowego przetrwała nomenklatura z lat 50-tych czyli określenie "kolektyw". Nikt się nie zastanawiał wtedy (za moich czasów) dlaczego właśnie kolektyw. A to pewnie pozostałość z czasów ZMP i wyjazdów na wykopki. Myśmy - ekipa z lat 70-tych - głupoty tamtych czasów na szczęście nie doświadczyli.

          Wszystkiego uczyliśmy się sami. Konsekwencje błędów dotykały nas samych. Nigdy największej wspólnej akcji społecznej czyli przebudowy ARP nie nazwaliśmy czynem społecznym. Po prostu zrobiliśmy przebudowę, w dwóch podejściach, w 1973 - na 20 lecie radia, i w 1978 roku czyli na 25 lecie radia. To już była poważna akcja, połączona ze zbudowaniem studia muzycznego oddzielnej emisji i studia przegrań i obszernej taśmoteki.

Kolektyw programowy. [nieopisany]

Kolektyw techniczny. Na czele KT stał szef techniczny Radia (z-ca RN d/s technicznych), zawsze to był rzeczywiście najtęższy techniczny łeb w radio. Musiał się znać na takich sprawach jak: piszczące rolki, ustawianie skosu głowicy, likwidacji zwarć na linii radiowęzłowej. każdy z szefów technicznych zaczynał jako zwykły technik, następnie był mikserem, czyli realizatorem audycji. Czasem od początku deklarował się jako specjalista od lutownicy. I po roku, dwóch zostawał szefem, o ile się znał na tym wszystkim i chciał pracować nad rozwojem radia.

 

Marian Miszkiel

  • radio wolny akademik; idea zrealizowana przez Mariana przy pomocy, o ironio, "ruskiego" wzmacniacza. Polegało to na "wcinaniu" się w linię radiowęzłową i nadawaniu swojego programu - komunikatów, ze złośliwościami studenckimi, połączonych.

  • drzwi z wizytówką; Rada Mieszkańców Akademika organizowała różne konkursy, m.in. na wizytówkę na drzwiach. Chora koleżanka zapragnęła poznać dzieło laureata ale była przecież chora i leżała; czego jednak nie robi dla chorej koleżanki, a nie było przecież aparatów fotograficznych w komórkach, żeby dzieło pokazać; nasz Maniek wziął drzwi na plecy, przedarł się z nimi przez dwie portiernie, pokazał chorej, i co najważniejsze odniósł drzwi z powrotem.

  • "Z kolorowej taśmy"; cotygodniowa, niedzielna audycja z muzyką klasyczna i lekkimi erotykami, które wybierał i czytał Autor audycji. Przy okazji prowadził nieustanny casting kobiet, które mogły partnerować mu w czytaniu wspomnianych "laściwnych" frywolności.

  • gra na akordeonie, potrafił nawet w pidżamie, nie fałszując, w godzinach porannych, w sekretariacie ARP

 

Pani Helenka Pietrzak

Kariery

             Każda z osób, które wymieniam poniżej, pełniło ważne funkcje radiowe lubo też zaznaczyło się w historii programowej lub technicznej Radia. Jak się okazało po kilkunastu, kilku, kilkudziesięciu latach - nosiło buławę marszałkowską w plecaku. Nie wiem, która funkcja ważniejsza, co było, jest dla nich Ważniejsze. Kiedy już ustaliłem kolejność wedle szarży, postanowiłem, ze jednak wedle kolejności alfabetycznej.

             Radiowa funkcja to nigdy nie była synekura, to zawsze był większy lub mniejszy obowiązek. I trochę większa książka jako nagroda wręczana przez Rektora Politechniki podczas balu ARP. Byliśmy wolni od spadochroniarzy, i partyjnych i bezpartyjnych. Wielu późniejszych działaczy ZSP czy PZPR zaczynało w ARP, ale po kilku miesiącach rezygnowali. Wiedzieli, że to nie dla nich.

           Dziennikarzy pracujących jako dziennikarze wymienimy w oddzielnej grupie.

 

Piotr Czajkowski, dyrektor marketingu Polskiego Radia SA

Roman Czejarek; wiceprezes Polskiego Radia SA

Tomasz Dobek dr inż hab dziekan AR

Juliusz Engelhard; podsekretarz Stanu w Ministerstwie Infrastruktury, prof. zw. dr. hab.,

Zbigniew Kowzan; założyciel i Prezes Spółdzielni "Warszewo"

Zbigniew Kreczko; wynalazca, właściciel firmy i patentów;

Robert Krupowicz, wojewoda szczeciński, wiceprezes PR Szczecin SA

Zdzisław Manikowski, szef działu aparatury PS

Grażyna Marciniak, założycielka i szefowa firmy "Suchy Tynk"

Mieczysław Marcinkowski. dyrektor Banku Gospodarki żywnościowej o/Szczecin

Leszek Pawlicki, Twórca Telewizji Kablowej Inżynier i Szczecińskiej Telewizji Kablowej

Krystyna Pieczyńska, wicemarszałek WZP, dyrektor Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii na Golęcinie

Lech Pieczyński, Wiceprezydent M. Szczecin, Prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony środowiska

Marek Pawłowski, naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Małopolskiej Policji;

Ryszard Piątkowski, jeden z największych producentów i eksporterów trzciny w Polsce

Krzysztof Skonieczny, Dyrektor techniczny PR Szczecin SA

Zbigniew Sobkowski, wiceburmistrz Kostrzyna n/Odrą

Ireneusz Stankiewicz, Szef Szczecińskiej Agencji Artystycznej

Mirosław Stupak, współwłaściciel firmy KUST

Jan Sylwestrzak, wicewojewoda szczeciński, dziennikarz telewizyjny

Ryszard Torba, szef bydgoskiego oddziału RMF FM; szef telewizji Toruń

Marek Koszur, wicedyrektor TVP Szczecin, dziennikarz radiowy, producent programów telewizyjnych

Jan Tomków, prof. zw. dr hab. Nauk technicznych

Jan Welc Szef Szczecińskiej Agencji Artystycznej

Marek Wójcik właściciel firmy Jacek Music

January Zowczak, jeden z przywódców strajku w brodnickiej Fabryce żelatyny pod Konic lat 90-tych

 

Dlaczego przychodzili i dlaczego odchodzili.

 

Radio wymagało pracy regularnej, a przede wszystkim - codziennej. Co trzeba było zrobić? Np wprowadzić taśmy do taśmoteki; nagrać muzykę, pociąć taśmę, skatalogować czyli wyciąć przerwy i wstawić tzw, rozbiegówki albo blanki, na początku zielona, w środku biała, a na końcu czerwona. Najpierw w pudełkach znajdowało się nawet do 20 nagrań, ale po reformie archiwum i taśmoteki, która przeprowadziłem przy pomocy Juliusza Stupaka, w pudełku znajdowało się 5 utworów. Powinien być jeden, tak jak w Polskim Radio. Wtedy też dostrzegliśmy potrzebę zajmowania sie Archiwum i tasmoteka na bieżąco. Bardzo pomogła w tej wielonmiesięcznej akcji Pani Helena Pietrzak.

Skąd pochodziły te nagrania? Z programu trzeciego przeważnie, z płyt przemyconych ze Szwecji przez zaprzyjaźnionego Stephana, i ze zbiorów własnych ludzi z redakcji muzycznej. Mieliśmy niezłą kolekcję muzyki poważnej. I były też jakże cenne materiały nagrywane na imprezach studenckich. Od poniedziałku do piątku produkowaliśmy program - po południu - zwykłe komunikaty i piosenka tygodnia/dnia - różnie było. I zapowiedzi audycji wieczornych. A wieczorem - audycje niestety nagrywane. Zupełnie niepotrzebnie w wielu wypadkach. Ale wiemy to dopiero teraz. Szkoda niepotrzebnie zmarnowanego czasu. Ale dobre i to co było. mam osobisty niedosyt, że nie zajmowałem się dziennikarstwem audycjami, a pracami organizacyjnymi, przez długi czas byłem Redaktorem programowym ARP. Zabierały te prace bardzo dużo czasu i nerwów. Praca była wdzięczna, ale z normalnym studiowaniem, nie dało się tego bezboleśnie pogodzić. Ale mnie się udało, tak czy owak.

Rytm tygodniowy, miesięczny, roczny, możliwość wzięcia udziału, za organizacyjne pieniądze, w najciekawszych imprezach studenckich, rozmowy z ludźmi, którzy po latach zrobili piękne kariery artystyczne, to są rzeczy, których się nie spotyka, nie doświadcza codziennie.

Jan A.P. Kaczmarek, laureat Oskara, grający na dziwnej fidoli, rodzaj cymbałów, może to cytra, w Bolesławcu nad rzeką, został postawiony pod ścianą przez studencko-organizacyjną rzeczywistość. Zabrakło akustyka, a performance (spod ziemi mieli wychodzić zakopani uprzednio ludzie) zakładał wykorzystanie muzyki właśnie JAPKa na żywo, co ważne było dla całości wydarzenia. Ci pod ziemią się lekko niecierpliwili, bo ciągnęło od spodu, mimo, że był to lipiec; to i trzeba było ruszyć z odsieczą. Przyjechałem na dwa dni z Warszawy, gdzie odbywałem praktykę niezbędną do napisania pracy dyplomowej w telewizji polskiej. Zasiadłem więc za gałami i już. Udało się pomóc. Ci spod ziemi wyszli, chyba o nikim nie zapomniano. Zdarzyło się kiedyś nagłaśniać SBB w "Pinokio", pamiętam "krzywe" przegwarki z Antymosem Apostolisem, bo nasz sprzęt był rzeczywiście ubogi, ale trzeba było.

Takie wydarzenia, których byliśmy świadkami, animatorami i uczestnikami tworzą coś w rodzaju osłonki przed kompleksami. Każdy na swój sposób jest dumny z tych rozmów, wiem, że się z tym nie obnosimy ani też nie obnosiliśmy, ale co mamy gdzieś w pamięci, w sercu to mamy. To nasze. Nie musimy tego nawet wspominać. To jest gdzieś na zapleczu, taki czarnoziem, ze swojego kompostu, ze swojego przetrawienia.

Były audycje cykliczne, były pojedyncze, były powtórki. Kiedy do rąk reporterów radiowych trafiły UHER'Y 4000 Report L, pojawiło się więcej "dźwięków" realizowanych na żywo, poza studiem, ale też im więcej było tych magnetofonów, tym bardziej ich brakowało. Więcej rozmów przywozili koleżanki i koledzy z imprez muzycznych.

 

Słynne audycje.

 

Byliśmy nieco zbyt zasadniczy, jeżeli chodzi o program Radia Pomorze. Audycje muzyczne były raczej na II miejscu, ale kiedy ktoś przyszedł z dobrym projektem - zawsze dostawał miejsce w programie. Szkoda, że nie robiliśmy programów na żywo. Za mało byliśmy związani ze Szczecinem. Szczecin w programie ARP nie był obecny. Teraz jest inne radio, żywe, obecne w wielu miejscach jednocześnie. My też podejmowaliśmy takie próby. Na jednym z pierwszych obozów radiowych organizowanych w wakacje w ARP, za pomocą telefonów w budkach telefonicznych zrealizowaliśmy audycję "Budzi się dzień", m.in. ze znakomitą relacją Leszka Malinowskiego czyli słynnej Heli z kabaretu "Koń Polski".

 

Numer 1 to bezapelacyjnie Studencki Koncert życzeń. SKż z wiodącą melodią "żegluj srebrny księżycu". Co tydzień w niedzielę oraz okazjonalnie - Andrzejki, Mikołajki, Dzień Kobiet, Barbórka Wszystkie te kartki z życzeniami trafiały do pudełek umieszczonych na portierni, W kopertach musiała być drobna opłata dla prowadzących - jedna część, a druga, większa - to pieniądze na drobne potrzeby radiowe. Różnie było w studio, przeważnie gorąco, pamiętam Jana Szeląga i Janusz Wachowicza rozebranych do pasa, Człowiek zawsze był głupi, że nie zachował tych dziwnych życzeń. Do dzikiej radości doprowadziły nas swego czasu życzenia podpisane " Czesław I Wiesław."

Rzecz innej miary, ale pamiętam ostatni dzień, wieczór I Zjazdu prawdziwej "Solidarności". Już po wyborach, zdążyłem zdjąć z urn wypisane mazakami nazwiska czterech kandydatów na Przewodniczącego Związku, i patrzę, że na stole prezydialnym zostały pękate teczki z pytaniami do Prezydium Zjazdu i notatki bodaj że Jerzego Buzka. Nie było kogo spytać, czy mogę te rzeczy zabrać. A nie chciałem "capnąć", bo mogłoby to się źle skończyć. tak sobie myślę, że jednak powinienem "capnąć". Cholera wie, kto to wszystko "capnął". Może ci, a może tamci.

 

Magazyn Sporowo-turystyczny. m.in. Stefan Błażejowicz, Mietek Marcinkowski, Zbigniew Kowzan

Almanach Kulturalny, pod redakcja Krystyny Marciniak, po mężu Kondarewicz.

środowisko, magazyn informacyjny, który miał kilku szefów m.in. Julusza Engelhardta, Krzysztofa Marciniaka

Bitelsi Historia i spuścizna. Edek Nita i Jurek Tymul. Cykl 10 audycji. Wielokrotnie słuchane i wykorzystywane w programie.

Z kolorowej taśmy

Szuflada, Kaśka Wolnik, Ruda, Rafał Węgrzyński

Bigos po polsku. Wesoły magazyn radiowy z piosenkami pisanymi na zamówienie. Np. "Walca z Welcem" na cześć redaktora naczelnego. Zostało raptem jedno czy dwa nagrania. Autorzy: Pieczyńscy, Jurek Tymul, Marek żeniewski; Właściwie to był radiowy kabaret.

"Zaczynamy". Autor Jerzy Przybysz. Jurek interesował się klasycznym, powiedzielibyśmy dzisiaj, rockiem. Czasem w rockowym programie pojawiał się Jan Sebastian Bach. Przywiózł z Gdańska trochę luzu i innego podejścia do muzyki. Próbował jako DJ w szczecińskiej Estradzie, ale jakoś się nie zadomowił.

Programy nocne dla ARP, a także dla I programu Polskiego Radia; powstały 4 takie audycje, dzięki zaproszeniu Pani Aliny Głowackiej z Rozgłośni Polskiego Radia w Szczecinie.

 

Ludzie poczciwi współpracujący.

 

Adam Chomicz, uczestnik wraz z żoną Izą wszystkich Balów Radiowych

Stanisław Flejterski, Pełnomocnik Rektora PS d/s ARP

Alina Głowacka, reportażystka, PR Szczecin

Stanisław Kondarewicz, autor projektu znaczka ARP

Andrzej Marchlik, poeta, człowiek z Bożej łaski

Grzegorz Tupajka, fotografik, autor fotomontaży

Docent Wysocki, Pełnomocnik Rektora PS d/s technicznych

 

Technika

 

Zdzisław Woźniak; autor rewolucji technologicznej, za Jego panowania dokonało się przejście na sprzęt studyjny. MS-y produkowane przez Fonię zastąpiły poczciwe "Szmaragdy". W ARP powstały kanały, którymi przebiegały różne kable łączące ze sobą studia. Kable w pewnej części były kładzione w rurkach bergmanowskich fi=40, które trzeba było wyginać nieprawdopodobnie, żeby połączyć dwa poziomy radia. Ale to nic, robiliśmy to we dwóch z Maniakowskim podczas praktyk studeckich. I musieliśmy zamontować te pionowe rury o długości 3.15 m, tak żeby "wrzucić" do nich wszystkie linie radiowęzłowe, które kanałami poziomymi szły do szaf krosowniczych w naszej radiowej rozdzielni. Woźniak był człowiekiem nieufnym i nie za bardzo wierzył w nasze dobre intencje, nie mówiąc o umiejętnościach. Kiedy zobaczył lekko "przysmarkane" gipsem rury na wysokości 3.15 m, do tego wpakowane w ściankę działową "typu "5 minut", z płyty cementowo-wiórowej, która się nie dała uratować, i raziła nawet niewprawne oko fragmentarycznością, powiedział co następuje: "Umocujcie to lepiej, bo ktoś to może kopnąć." Takie słowa pamięta się 36 lat. Ktoś może kopnąć puszkę znajdującą się na wysokości 3.15 m.

Zdzisław Maniakowski; kontynuator, utrzymał to wszystko w dobrej kondycji, do tego wszystkiego bardzo dobrze realizował audycje.

Grzegorz Goliszek

Marcin Czapp

Grzegorz świątkowski

Andrzej Dmytruk

 

Instytucje, które rozwinęły się w ramach ARP

 

Studio Piosenki ARP; Ola Satkiewicz, Grażyna Domin, "Palantówa", Anna Tomczyk, Elżbieta z PAM-u.

SONIDD - Studencki Ośrodek Nagrań i Dokumentacji Dźwiękowej; pierwsze i jedyne wydawnictwa Jana Wołka i archiwalia Jacka Kleyffa. Do tego dodajmy Zespół Reprezentacyjny,

Studencki Ośrodek Szkolenia Dziennikarzy Radiowych, działał pod kierownictwem Ryszarda Torby jako instytucja ogólnopolska. A RT, zwanego "Hermanem" skończył oprócz Wydziału elektrycznego - dziennikarstwo na UW.

Ogólnopolska Giełda Wymiany Audycji Radiowych

 

Słynne anegdoty i wpadki, właściwości i incydenty.

 

Lot kondona. Było późnowiosenne popołudnie, okna na osiedlu, gdzie kwitło intensywne życie akademickie, a mieszkali prawdziwi studenci, nie jakieś tam wymuskane, zasłużone dla nauki i matki-organizacji kujony z „Eldorado”, wspomniane okna były pootwierane, ze stołówki U36 wychodzili ostatni konsumenci, chleb w serwetkę owinięty na kolację. Może to byli ci od "planktonu" czyli pozostałościach, nadmiarowych porcjach ziemniaków, sosów czy zupy. Niektórzy nie mieli na jedzenie, a niektórzy po kilku dniach nie mieli na jedzenie. Akademik zamieszkiwało ok. 1000 osób, ale „waletów” nikt nie zliczył. „Walet” to mieszkaniec nieoficjalny, przeważnie na urlopie dziekańskim, albo przypadkowo skreślony z listy studentów, osoba przywiązana do środowiska akademickiego, acz bez prawa przydziały pokoju akademickiego. „Walet” był obdarowywany przywilejem sprzątania pokoju lub też robienia kolacji. Nawet kurwy potrafiły się zagnieździć i przeżywać rozkosze obcowania z całkami, jakże niezwykłe w ich sytuacji oraz społecznością II piętra DS, w części - Budownictwo i Architektura. Oczywiście na swój koszt. Jedyna instytucja jaka nie działała na terenie akademika, to instytucja "babci". Np akademik "Nowinki" przy Bydgoskiej w Krakowie świadczył tego typu pomoc w kilku pokojach. I jak "z kłoskiem" była po 103 zł w monopolowym, to u nich była po tyle samo. Nie było to zdzierstwo prowadzone pod kinem "Kosmos" czy na parterze kamienicy przy ul. Ojca Wróćmy do tych okien otwartych, wiosny i tak dalej. Piosenką dnia była jakże popularna produkcja „Lot kondora” ; a z niczym innym się nie kojarzyła ta piosenka braci studenckiej jak z prezerwatywą. Dlatego też, realizator techniczny programu zwany mikserem, być może był to Jan Sypnicki, powiedział Irenie Tomków (siostrze Janka): „Tylko się nie pomyl i nie powiedz „Lot Kondona”. I oczywiście dmuchając na zimne, . Jest godzina 16.00, przechodzimy na nasz program, idzie sygnał ARP (Pierwsze takty „Gaudeamus” wykonany przez Ryśka Cybulskiego), spikerka skoncentrowana, dzień dobry, witamy, za chwilę piosenka dnia – a jakże – „Lot Kondona”. Na szczęście, była właściwa na magnetofonie i nie wiem, czy była w stanie przeczytać komunikaty, czy też nie. A przez te otwarte, wiosenne okna walił jak tabun spłoszonych koni, śmiech szczery, perlisty, zawiesisty i piękny.

Księża i prelegenci partyjni, felieton Popielarza.

Schody

Pani Helena

Cukier w cukrze czyli pokój zbudowany w akademiku. Bogusław Gogacz

Wątek z towarzyszem.

Bratniak.

 

Czajnik i patelnia. Wyposażeniem studenta był czajnik i patelnia, które to sprzęty służyły do wielu celów. Właściwie można było w nich ugotować wszystko i tak też się działo. Sprzęty zużywały się szybko, ponieważ ilość spraw i zajęć zaprzątających głowę właściciela czajnika – choćby czajnika – była znaczna, można było zapomnieć i ugotować wzmiankowany czajnik – na twardo. O czym świadczył dym i charakterystyczny zapach. Rekordzistą Politechniki, a tym samym zabójcą czajników był Leon Popielarz. Miał na to prosty patent; wstawiał wodę, szedł do „Babińca” po książkę (albo ja odnosił) i czajnik był jego. Często chadzał do radia, był przecież szefem Programu ARP. I mógł namalować kolejną „sylwetkę z gwizdkiem” na swojej akademickiej szafie. Z patelniami było zdecydowanie lepiej, ponieważ to co było na nich odgrzewane miało większą wartość. Zdarzały się przypadki pożerania cudzej, podgrzewanej i pachnącej własności przez osoby drugie a czasem trzecie i czwarte, zupełnie nieuprawnione i i niemile widziane; dlatego patelnie z zawartością były monitorowane. Były też głupie pomysły dorzucania soli i innych związków chemicznych do smacznego świątecznego bigosu. Na patelniach palono kawę, którą studenci pracujący z "Bratniaka" na statkach często przynosili do akademika.

 

Zwarcia na linii radiowęzłowej. Zjawisko pojawiało się w kilku momentach. Kiedy miało miejsce, linia była przerzucana na "ruski wzmacniacz". Zwarcie wywoływali sami użytkownicy czyli studenci. żeby im głośniej "grało" podłączali głośniki, rożne zdobyte "samopały" bezposrenio do linii, do gniazdka; do gniazdek radiowęzłowych podłączano żelazka, pakowano spinacz, żeby nikt nie mógł słuchać radiowęzła na piętrze, i tak dalej. "Ruski wzmacniacz" wielkości współczesnej pralki wytrzymywał te wszystkie studenckie eksperymenty. Technik musiał wziąć przyrząd oraz drabinę i w skrajnych przypadkach, szczególnie wobec recydywy, rekwirował głośnik i powiadamiał kierownika akademika. Studenci pastwili się nad głośnikami na tyle często, że wymagały one naprawy. Naprawy wykonywali technicy z ARP (za pośrednictwem Spółdzielni "Bratniak"), i było z tego trochę grosza.

 

Gumówka. W kręgach studentów Wydziału chemii pojawiła się swego czasu idea uzyskiwania czystego alkoholu etylowego ze spirytusu salicylowego. Należało spirytus podgrzać do odpowiedniej temperatury, wytracał się (chyba?) kwas salicylowy w postaci kryształków, alkohol się skraplał w rurce (w bardziej zaawansowanych technologiach w wężownicy) i kapał gdzie miał kapać. Powód był wyłącznie ekonomiczny, bo spirytus salicylowy był tanim specyfikiem, dostępnym powszechnie. środki aromatyzujące marki "Brutal" lub "Prastara" też w zasadzie nadawały się do spożycia, ale słabej mocy były,a poza tym trzeba było dużo samozaparcia (znam osoby, które miały to zaparcie i żyją do dzisiaj w dobrej kondycji, nawet są dziadkami wspaniałych bliźniaków) i się w sumie nie kalkulowało. żeby to się udało z tym salicylem, trzeba było przestrzegać technologii. Jeden z "pędzących" nie znał i załatwił na amen, no, może nie aż na amen, ale przywiódł swoich kolegów do żółtaczki, i przez to nawet jedno wesele się nie odbyło, bo młodzież oszczędzająca na alkoholu (jakie to zgubne) wylądowała w szpitalu. I nie zostało powtórzone. Tak sobie myślę, być może, że ze szkodą dla obu stron. Zjawisko wyjaśnił mi Zbigniew Kreczko: do połączenia tych wszystkich rurek użyto złych rurek gumowych (kolejna, niefrasobliwa oszczędność na alkoholu). Jakaś tam zwykła guma weszła w reakcje z alkoholem albo z tym salicylem, i powstały trujące substancje, które upolowały studenckie wątroby.

 

2126, z loggią. Leszek .... Jerzy Sawicki, Ireneusz Meres - wszyscy trzej z Gorzowa, Wojciech Hawryszuk; Genio Wolański z Podkarpacia, to skład mojego pokoju na pierwszym roku studiów. Pięć łóżek, pięć stolików, pięć lampek, pięć szaf, wyfasowane zasłonki i dywaniki, pościel, koc.

 

Inne studenckie rozgłośnie

 

Radio Nowinki, Politechnika Krakowska, przy ul. Bydgoskiej; łączył nas Festiwal Piosenki w Krakowie; Tadeusz Kwaśniak, Polskie Radio.

Radio „Akademik” Jarek Oliwiarek – współpracownik Trójki, świetny głos; Jan Smyk, Prezes Radia Białystok swego czasu;

Studencka Agencja Radiowa; Krzysztof Bartnicki, Bracia Płocharscy – twórcy Studia

Radio żak; Marek Niedźwiecki

Radio Centrum AGH – Dodek żywioł

Radio Centrum Lublin

Radio Kortowo, Olsztyn;

 

Obyczaje radiowe

 

Wódka. Była spożywana podczas uroczystości, przynajmniej do pewnego czasu. Obyczaju picia piątkowo – sobotnio - niedzielnego raczej nie było. Piwo, a jakże, podczas realizacji dłuższych audycji. Czasem jako „wkupne” dla realizatora, który pracował poza swoim dyżurem. Wódeczka, owszem, ale w pokojach, towarzysko.

 

Bale i lecia. W każdy II piątek grudnia spotykaliśmy się na Balach Radiowych. Zawsze były nagrody, oficjalni goście, starzy znajomi, goście specjalni, i tańce. Przeważnie spoptykalismy sie w Klubie "Pinokio". ; Po zaprzestaniu nadawania programów - spotykaliśmy się w okrągłe rocznice 40 lat - na stołówce/Pinokio, 45 lat w Pinokio, 50 - Bajka/Vienna i teraz mamy się spotkać w "Business Club Szczecin". Najbardziej huczne było spotkanie z okazji 20 lecia ARP w 1973 roku, które odbyło się w "Kontrastach", a do tańca przygrywał zespół Old Metropolitan Band. Oficjalne spotkanie odbyło się w klubie "Eldorado".

Spotykaliśmy się również na radiowych Wigiliach i Sylwestrach. Z pewnością zawsze były śledzie i opłatek. I choinka z kolorową rozbiegówką, kupowana za pieniądze z Koncertu życzeń.

 

Dziennikarze - dalej w swoim fachu

 

Adam Bogoryja Zakrzewski, Telewizja Polsat

Roman Czejarek, Vox FM;

Piotr Dębowski, TVP redakcja sportowa

Cezary Guriew, Polskie Radio, redakcja sportowa

Marek Koszur, producent programów telewizyjnych

Sławomir Kupczyk, wydawca portalu www.tvn24.pl

Maciej Leszczyński, Polskie Radio, TVP wydawca dziennika Wiadomości, reżyser radiowy

Piotr Rokicki, Polskie Radio Szczecin

Lech Pilarski, Radio Białystok

Andrzej Połchowski, Radio ZET, realizator, reżyser słuchowisk

Leon Popielarz, Telewizja Polska

Andrzej Suprynowicz, publicysta, "Kurier Szczeciński"

Przemysław Thiele, Polskie Radio Szczecin

Henryk Urbaś, Polskie Radio Program 1

Janusz Wachowicz, Polskie Radio Szczecin

Katarzyna Wolnik Sayna, Polskie Radio Szczecin

 

 

Naczelni:

 

Janusz Kruszewski

Edward Mincer

Zbigniew Kasprzak

Jan Welc

Mieczysław Marcinkowski

Adam Krzekotowski

Zbigniew Jeziorny

Ryszard Torba

Marek Wójcik

 

ARP i Polityka. Radio i partia.

 

Obowiązek partyjny był właściwie jeden. Dwa. 1 maja, kiedy to emitowaliśmy audycję Pierwszomajową (tę samą przez kilka ładnych lat; wiersze były rewolucyjne a muzyka podniosła), a następnie maszerowaliśmy w pochodzie. Po południu był mecz z radą Uczelnianą PS o beczkę piwa, którego ani razu nie udało nam się wygrać, przynajmniej za moich czasów. Edmund Nita, przebrany przez żonę Barbarę za motyla o ile pamiętam, został sfaulowany w pierwszych minutach jednego z meczów i było po grze.

Drugim obowiązkiem partyjnym zapewniającym nam spokój, od pewnego momentu była przynależność do PZPR Redaktora Naczelnego. Przynależność do partii, powiedzmy szerzej, co kiedyś wykorzystaliśmy, sadzając na redaktorskim krześle Adama Krzekotowskiego z SD. Ale to się kiedyś skończyło i od Ryszarda Torby

 

* * *

 

Wątków jest wiele. Niektóre zaledwie napocząłem. Proszę o pomoc w pisaniu tej historii zarówno aerpistów i aerpistki, oraz słuchaczy. Bardzo mi na tym właśnie wątku zależy. Pozdrawiam i czekam na teksty, skany dokumentów i zdjęć. I telefony ma sie rozumieć.