Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Bardzo trudno w dyskusji jest dojść do poziomu argumentacji.

Profesor Magdalena Fikus, genetyczka. O sposobie dyskusji w Polsce, m.in. o genetyce. Audycja "Inny Punkt Widzenia"
TVN24, 14 lutego 2010 r.

Szczecin rozmawia o kulturze.

Szczecińskiej kulturze należy się odrobina prawdy. Nawet nadziei. Ale w tym miejscu bym nie chciał przesadzić.

Szczecin rozmawia o kulturze.


"Podgajna, ty stara ruro." To jedna z tez w dyskusji na forum Wyborczej. Na forum swego czasu więcej

o Podgajnej niż o kulturze. A dyskusja (łagodnie powiedziane) zaczęła się przy okazji opublikowania recenzji

o festiwalu Boogie Brain. Wedle moich obserwacji BooBra to jeden z najlepiej "opakowanych " szczecińskich

festiwali. Wśród młodzieży ma też dobrą opinię. Plakaty festiwalowe do tej pory wiszą z pewnością

w szczecińskich i nieszczecińskich pokojach.

Czy w ogóle można skrytykować BooBra, nawet w Wyborczej? Czy cokolwiek można skrytykować

bez narażenia się na określenia: łajdak, hańba, świnia, stara rura, młoda siksa, ubek, komuch, debil, kmiotek,

burak, cieć, beztalencie?

Widać też, mimo wszystko, coraz większą kulturalną śmiałość miasta.

Szczecińskiej kulturze należy się życzliwa recenzja.

Słowa otuchy? - nie przesadzajmy. Recenzja - czy ja wiem, też nie przesadzajmy - raczej kilka słów.

* * *

W przestrzeni kulturalnej miasta da się zaobserwować takie oto zjawisko. Mimo obecności w Szczecinie

80 000 studentów, nie ma "ciśnienia" na bilety do filharmonii. Na koncerty organowe też raczej nie było,

bo w wakacje do Katedry chodziło raptem, góra, mniej więcej - 300 osób. Wreszcie Susan Vega - gwiazda

muzyki pop pierwszego gatunku, z najwyższej półki - też problemy z frekwencją na lipcowym koncercie.

Za kilka lat będziemy mieli widownię w nowej filharmonii dwa razy większą. Czy elita zdąży się rozmnożyć?

Jednakowoż czy cotygodniowa obecność w filharmonii to "szczyt wszystkiego"?

I oto, ni z tego, ni z owego, na premierę pierwszego szczecińskiego filmu "Brzask", do kina "Kosmos"

przychodzi nie wiadomo skąd kilkaset osób.

Publiczność to również problem czasu, a nie tylko i wyłącznie pieniędzy. Publiczność ulega magii.

Chwała zatem szczecińskim-trzcińskim szamanom.

Odbiorców trzeba zaczarować; jak dorożkę, konia i dorożkarza. A tu żadne dotacje i sponsoring nie pomogą.

Tych magistrackich pieniędzy nie wystarczy na wszystko. Konieczne jest indywidualne wsparcie ze strony

"zaczarowanego" widza, konieczna jest zbiorowa chęć. Kultura bez biletów, co oznacza,

że nie jest finansowana bezpośrednio przez zainteresowanych, jest zjawiskiem nienaturalnym.

żeby kupić bilet, trzeba chcieć go kupić - tym samym trzeba być ciekawym. Naturalnie - trzeba mieć ofertę.

Bilet to "ułamkowy" sponsoring wydarzenia.

* * *

30 lat temu mieliśmy w Szczecinie jeden sklep muzyczny, do tego zaopatrzony ubogo.

Dzisiaj mamy 5 porządnych sklepów, z muzycznymi instrumentami. W Szczecinie gra

700 zespołów muzycznych, drugie tyle w regionie. Są kabarety, teatry i festiwale. Tam dojrzewa szczecińska,

aktywna publiczność. I całe mnóstwo znajomych, sympatyków, kibiców i narzeczonych.

Szczecińskie sklepy muzyczne to niezwykle obiektywne świadectwo rozwijającego się samodzielnie

środowiska artystycznego. Jeżeli w Szczecinie "wystrzeli" kilka talentów, to nie będzie to wynikiem

świadomej, organicznej polityki kulturalnej. Wspomniane sklepy muzyczne nie żyją z dotacji miejskiej,

tam się płaci swoimi pieniędzmi. A sal do prób dla zespołów muzycznych nie ma. Zespoły,

jak za poprzedniego państwa partyjnego, to zło konieczne i wsparcia nie dostają. Młodzi artyści to czasem

zupełnie niepotrzebna mitręga w życiu miejskiej instytucji kulturalnej.

W Szczecinie na kilkudziesięciu scenach klubowych co tydzień występuje kilkanaście zespołów,

a to zdecydowanie więcej niż grało w latach niby tłustej, szczecińskiej kultury - na przełomie lat 60/70.

Nie przesadzajmy z biadoleniem, teraz jest zdecydowanie lepiej. Więcej zespołów, więcej scen.

* * *

Jeden z wyjątkowo oświeconych mieszkańców miasta Szczecin wywodzi, że nieszczęścia tego naszego

kochanego miasta wzięły się, prawie wszystkie, od żywych gęsi, które jeździły pociągiem z lubelskiego,

świętokrzyskiego przez Ostrów Wielkopolski do Szczecina.

Gęsi (prawie że codziennie) były dowożone do Miasta Pięciu Narodów w wiklinowych koszach i przemakających

tekturowych pudełkach. Te stały na półkach. Działo się to za sprawą potomków niepiśmiennych chłopów ze wsi

lubelskiej i świętokrzyskiej, którzy zaopatrywali krewnych i znajomych - współczesne elity szczecińskie.

Nieświadomy ptak stanowił oczywiste wsparcie dla rodzin rozbitków dziejowych z całej Polski.

Ci co wozili te żywe gęsi, jakże ważne w jadłospisie potomków, żywili się po drodze jajkami (kurzymi)

na twardo, i rozbijali je pospolicie o kolano; podczas podróży spożywany był czosnek, pito bimber

i głośno bekano. Nie mówiąc o innych rzeczach. I to wszystko w obecności wrażliwej i delikatnej inteligencji,

która zmuszona była podróżować w tych jakże pospolitych przedziałach.

Mówiąc wprost, ówczesny brak "przedziałowej" ogłady wg mojego rozmówcy, i nienabycie tejże przez

aktualne elity przez sześć kolejnych dziesięcioleci, sprawia, że nie mamy dobrych elit rządzących miastem.

Mój wykształcony rozmówca skłania się do postawienia tezy, że ci co rządzą, to żadna elita. I tym samym

wzmiankowana nie-elita nie ma pojęcia jak należy rządzić miastem.

Czy rzeczywiście obyczaje z kolejowego przedziału, mogą ukształtować (kształtować w dalszym ciągu)

codzienne obyczaje i potrzeby kulturalne miasta?

Widać, jedne gęsi mogą uratować, inne zaś zgubić miasto.

 

Elity wykarmione gęsiną żwawo pączkują w kolejnych pokoleniach, i potomstwo nie chce żyć w innych

niż tatuś czy dziadek warunkach. Tak sądzi wiele osób pozbawionych jakiejkolwiek szansy na rządzenie

miastem. Nie są potrzebni, nie są ustawieni w politycznej poczekalni, nikt po nich nie sięgnie.

Za starzy, zbyt niezależni, chcą pracować, chcą egzekwować obowiązki pracowników, nie znają szwagrów,

pociotków i partyjnych kolegów. I co ma robić wykształcony człowiek, kontrolowany przez osoby niekompetentne? Mamy niby wiele do zrobienia, a nie ma kto, tak naprawdę. Marnotrawstwo ludzkiego majątku, zaniechanie, zwykła, polska niechęć?

* * *

Szczecin nie ma - przykro to mówić - marki jako miasto i jako ośrodek kulturalny. Zupełnie niesłusznie.

Tego jednak nie da się zmienić, zaprojektować z roku na rok, i "zabezpieczyć się w tym temacie" na lata.

Dzieje się tak dlatego, ale to tylko jeden z powodów, że nie chcemy mieć poważnych imprez i mówiąc

zupełnie szczerze - płacić szczodrze liderom opinii ogólnopolskiej i często ich zapraszać.

Jeżeli już mamy dobrą imprezę, wspomnijmy w tym miejscu o "Requiem" Pendereckiego, to nawet

nie potrafimy umieścić nigdzie na estradzie napisu >Szczecin<. Nie ma znaczenia kto tego nie dopilnował,

nie umieścił, nie zaprojektował, albo nie przeforsował, nie wynegocjował z telewizją. To jest świadectwem

naszej - naszych reprezentantów i pracowników - niewiary, wstydu, niechlujstwa, braku poszanowania

szczecińskiego, egoistycznego, normalnego w innych miastach, interesu. Nie szanujemy swojej pracy

to i nas nie szanują.

Chcemy być europejską stolicą kultury, a nie chcemy dać na tę kulturę stosownych pieniędzy.

W szkołach szczecińskich nie ma orkiestr, chórów i teatrów, bo wciąż nie ma na to pieniędzy.

Skąd ma się brać publiczność w Filharmonii i w teatrach, a nawet na koncertach klubowych,

jeżeli młodzi ludzie bodaj przez 2 - 3 lata nie otrą się o prawdziwą sztukę?

* * *

Kuźnie elit, kadr, mateczniki przyszłości narodu czyli uczelnie i szkoły są odpowiedzialne za frekwencję

w filharmonii, operze, katedrze i na festiwalu Boogie Brain. Bo to absolwent uczelni szczecińskiej

warunki do uprawiania działalności teatralnej, muzycznej, literackiej, filmowej, plastycznej;

największa uczelnia w regionie dysponuje jednym, małym ośrodkiem z widownią na 250 osób, może 300.

W środowisku akademickim nie działa stacja radiowa i nie ma lokalnej gazety studenckiej. Samorządy studenckie też nie są zainteresowane tworzeniem warunków do pracy dla twórczych studentów, a juwenalia to przeważnie import zespołów z Polski.

Kultura studencka rozwinęła się w latach 60-tych i 70-tych, ponieważ ludzie z akademików, z małych miasteczek i ze wsi byli aktywni, chcieli się uczyć dosłownie wszystkiego. Chcieli nabierać ogłady i uczyli się od siebie nawzajem; to samokształcenie. Jeżeli ktoś powie, że to nie jest aktualne zadanie dla Rektora czy Profesora, owa kultura studencka, nadawanie ogłady, bo czasy są komercyjne, to odpowiem tak: tzw. teatr alternatywny, zjawisko niezwykłe w historii świata, powstał na kampusach komercyjnych amerykańskich uczelni. I tak się dzieje za oceanem do dziś. Z poezją, jazzem, muzyką klasyczną, orkiestrami, chórami, bigbandami i teatrem. Nie ma na to pieniędzy, powie niejeden. Nie ma - to niech się znajdą. Co miesiąc 80 000 szczecińskich studentów płaci państwu ok. 17 milionów podatku Vat.

Na szczęście żył w tym mieście Jan Szyrocki. Jeszcze raz składam Ci Wielki Janie podziękowanie i hołd.

* * *

Miasta pracują na swój czar, timbre, styl, magię, esprit przez wiele lat. Szczecin w ciągu 60 lat zbudował jedno nowe kino i dwa zakładowe domy kultury. To już taka szczecińska tradycja i nic dziwnego, bo zamiast zbudować uniwersytet pan Haken zbudował imperialne tarasy.

Wrocławska kultura, na którą tak chętnie się powołujemy i do której tęsknimy, dojrzewała latami. Do znaczących wydarzeń należały Międzynarodowe Festiwale Teatru Otwartego, które animował Bogusław Litwiniec i jego Teatr Kalambur na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Kto wie, czy nie była to najważniejsza impreza w historii współczesnego Wrocławia. Takiej imprezy nie było w tej części Europy, z Berlinem włącznie, nie mówiąc o Szczecinie. I nie było również w Polsce.

Wrocław to także Pomarańczowa Alternatywa, Getas, Jerzy Grotowski, bardzo dobra Politechnika, Uniwersytet, wyższa szkoła plastyczna mocno powiązana z przemysłem, festiwal chóralny, Pantomima, Jazz nad Odrą, Festiwal Piosenki Aktorskiej, odremontowana opera i teatr. I "przygarnięta" "Panorama Racławicka". To są fakty ( nie wszystkie zapewne). I ktoś na to dobrodziejstwo cały czas łoży pieniądze. Czyli "kasa, misiu, kasa". Nie będzie "kasy" nie będzie żadnej europejskiej stolicy.

* * *

Tak naprawdę - tęsknimy za mitem. Słuchamy - za przeproszeniem szanownych czytelniczek i czytelników - jak świnia grzmotu - dyżurnych szczecińskich opowieści o Klubie XIII Muz, o Gałczyńskim, o twórczej atmosferze, śledziku i "lornecie", łagodnym pijaństwie i "karpika" znanego aktora nie wyłaczając. Mit przetrwał 30 lat, podczas których tak naprawdę nic wielkiego się w tych "Muzach" nie wydarzyło. Dosłownie - nic co by przetrwało do tej pory. Poza wspomnianym "karpikiem".

Prawdziwego mitu współczesnego, kulturalnego Szczecina nie zbudują mitomani. Ani mitomanki. Mit zbudują ludzie praktyczni.

Z pojmowaniem, absorbowaniem kultury jest jak z inicjacją seksualną. Niektórym się zdarza, że są zachwyceni (zachwycone), drudzy (drugie) spytają, o co tyle hałasu? Jeszcze inni (inne) powiedzą cichutko jak bohaterka Kena Folleta - Caris - a to o to chodzi... Często ta nasza szczecińska kultura jest odbierana jako niespełnienie, jeden wielki zawód. Nieszczęśliwe to nieustanne "zawodzenie", miaukliwe, skrytochamskie, jak wspomniane na początku określenie "stara rura".

Recepta na kulturę, i na tę wytęsknioną magię jest prosta. Dbać o swoich. I dbać o konkurencję. I dbać o świeżą krew. O idee. I nie bać się szarpidrutów, porąbanych malarzy, świrów, uwodzicieli, nadwrażliwych, przewrażliwionych, tych "z oczami bez powiek", megalomanów, nimfomanek, egoistów, arogantów i wszystkich innych też.

* * *

Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, mówią o Szczecinie dobrze. Lubią też tutaj wracać. Nie ma co ich zniechęcać naszą szczecińską, wieczną jak zmarzlina zgryzotą, i nieprzemijającą rozpaczą.

Premiera "Brzasku" w kinie "Kosmos". Młodzi ludzie pamiętają o historii Szczecina. To dobry znak - brzask. Jutrzenka.

Zawsze i każdy jest potomkiem kogoś niepiśmiennego i ciemnego - chłopa czy rycerza; ważne - w którym pokoleniu.


Wojciech Hawryszuk, www.hawryszuk.pl 09/10-2008