Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

- Sam będziesz w kampanii jak św. Franciszek.
Chcę być wiemy zasadom, które nazywałem sobie, kiedy zabito Pawła Adamowicza. Bo to był tak naprawdę pierwszy moment, w którym poczułem, że tu również muszę przejść od gadania do robienia. Polak zabijający Polaka podczas rającego życie tylu ludziom finału WOSP. Pamiętam, że pisałem wówczas o herbie Gdańska, io haśle, które wziąłem na swoje: „Nec temere, nec timide", bez zuchwałości, ale i bez lęku.
- Dlatego zaczynasz w Gdańsku?
Tak. I dlatego chcę bez zuchwałości, ale i bez lęku mówić, jak jest.
Szymon Hołownia w rozmowie z Michałem Okońskim Tygodnik Powszechny grudzień 2019

Beczka była toczona około 1 kilometra i trzeba było znaleźć odważnego, wrażliwego, bez kompleksów i zahamowań, silnego w ręcach i ambitnego, do tego ślepego jak kret „leszcza”, który taka beczkę samodzielnie otworzy. Mnie też to przypadło jednego roku w udziale. Ale człowiek szybko otwiera beczkę tylko raz. Atmosfera przyjemna, piwo odpowiednio spienione, i blady świt, i na piechotę do akademików Politechniki.
Lata 70-te

To bardzo stare czasy. Z pewnością ta impreza była najlepszym, najbardziej spontanicznym świętem studenckim w Szczecinie. Gdzieś pewnie są zaproszenia i inne druki ulotne z programem; były koncerty , kabaretony i najważniejszy turniej wydziałów. Pierwsze skrzypce – kabaret „Indyk” -Bob, Jersey i Mufka. Prowadzenie i taniec erotyczny solo – Bob. Tak zdolny, że mógł bez rury. A jakże. „Indyk” - wystarczająco dowcipny, ale nie dość pracowity, bardziej grupa towarzyska niż zawodowa artystyczna. Szkoda, bo rolnictwo dałoby sobie radę bez nich. I daje sobie radę do tej pory. Jeżeli chodzi o kabarety, to oni byli pierwsi w Szczecinie, później kabaret Wojtka Kunstmana i kolegów z BM Politechniki, a pod koniec lat 70-tych pojawiła się grupa „Bez Trzymanki” Leszka Piotrowiaka. Piotrowiak – to Piotrowiak. Ad rem czyli ad AR – owoż występowali Bracia Pomianowie z Wrocławia; już nie powiem co sobie myślałem o piosence o hiacyntach w imieniny matki. Bob był i jest nimi zafascynowany, i niech sobie będzie. Po zakończeniu zmagań, tak na oko ok. 22.00, a to dopiero początek nocy w Maju, wygrana w turnieju beczka z piwem była toczona z Wydziału Rolniczego przy Słowackiego, do akademików na ul. Judyma do klubu „Labirynt”. Słowackiego, Pawła VI (ale wtedy to jeszcze nie była Pawła VI), Rewolucji Październikowej, Arkońska, Broniewskiego pod górkę i Judyma. W tym klubie jeden z bardzo zdolnych studentów AR namalował kopię słynnej „Guerniki”; na ścianie 2,5 x 4 m. Beczka była toczona około 1 kilometra i trzeba było znaleźć odważnego, wrażliwego, bez kompleksów i zahamowań, silnego w ręcach i ambitnego, do tego ślepego jak kret „leszcza”, który taka beczkę samodzielnie otworzy. Mnie też to przypadło jednego roku w udziale. Ale człowiek szybko otwiera beczkę tylko raz. Atmosfera przyjemna, piwo odpowiednio spienione, i blady świt, i na piechotę do akademików Politechniki. Ptaki szaleją na działkach. Najciekawsze zawsze były te turnieje wydziałów, które odbywały się przed gmachem Wydziału Rolniczego; zaangażowani studenci, Profesura, Dziekani i Rektorzy. Takiej imprezy w mieście Szczecin rzeczywiście nie było. Nie wiadomo dlaczego Turnieju Wydziałów nie było na Politechnice, gdzie studenci identyfikowali się ze swoimi wydziałami, podkreślali ich specyfikę i wymyślali żarty o „konkurencji”. Ale tylko Architektura, raczej Budownictwo organizowało Dni Wydziału. I niezapomniany dziekan Mickiewicz, dusza człowiek. I dosłownie teraz i w przenośni.