Dla porządku. Paprykarze węgierskie to mieszanina mięsa, papryki, surowej i suszonej, pomidorów, cebuli, czosnku u ziemniaków, kaszy, makaronu (mogą być podawane w środku lub oddzielnie). Mogą być inne jarzyny. W końcu wszystko trafia do jednego garnka i się dusi. Innych tajemnic nie ma, podawać proporcje przy takim pomieszaniu substancji rzecz zbędna.
Wiele osób się odgrażało że z zrobi międzynarodowy festiwal kulinarny, i inne rzeczy muzyczno-gastronomiczne, co w nazwie będą miały paprykarz szczeciński właśnie. Mówią o na s paparykarze. O kielczanach - scyzoryki. rzeczywiście, coś z tym paprykarzem trzeba zrobić.
Paprykarz szczeciński czyli rybny powstał z potrzeby chwili, jako rybne „mazidło” na chleb. Może było dużo drobnych mięsnych pozostałości, które trzeba było zagospodarować, może ktoś to gdzieś podpatrzył, a może kiedyś zostały gdzieś usmażone filety, których nikt nie chciał, jakiś garnek ryżu, poddusili trochę cebuli, zesmażyli na oleju słodką paprykę, jakaś kurkuma dla koloru i pod wódeczkę jak znalazł. Najsampierw było pewnie na ciepło. A później i na zimno smakowało. Podobnie jak z „chińszczyzną” w USA – to też były początkowo potrawy robione z pozostałości, których szkoda było wyrzucić. Historię paprykarz ma długą, pewnie do niej wrócimy, czekamy na ciekawe opowieści twórców tej potrawy ze świnoujskiej „Odry”, której nie ma już.
Dla porządku. Paprykarze węgierskie to mieszanina mięsa, papryki, surowej i suszonej, pomidorów, cebuli, czosnku u ziemniaków, kaszy, makaronu (mogą być podawane w środku lub oddzielnie). Mogą być inne jarzyny. W końcu wszystko trafia do jednego garnka i się dusi. Innych tajemnic nie ma, podawać proporcje przy takim pomieszaniu substancji rzecz zbędna. Papryka być musi, bo daje ów wspaniały aromat czy smak. Leczo jest z widocznymi kawałkami papryki, a paprykarz z suchą, albo np. upieczoną i pozbawioną skórki, przetartą przez sito. Są takie pasty bezmięsne, też dobre, choćby jako zimne czy gorące sosy do spagetti albo innych rurek.
Paprykarz szczeciński – tu producenci korzystają z różnych receptur i nie każdy jest dobry, to nic innego jak mieszanina ryżu, rybnego mięsa, jarzyn, oliwy i przypraw. Podstawą, tak jak w przypadku tak zwanej ryby po grecku, jest sos warzywny. Do takiego sosu dodaje się na końcu rybę (może być surowa, mogą to być smażone filety) oraz podgotowany ryż. Dla koloru dodajemy kurkumę. I to wszystko. Dusimy do miękkości ryby, czyli niedługo. Gorący paprykarz wkładamy do słoików i – albo zamykamy natychmiast na gorąco, albo pasteryzujemy. Do słoików pasteryzowanych, ryż powinien być lekko twardy, a do słoików zamykanych zaraz po nałożeniu gorącej potrawy, prawie rozgotowany. Nie ma sensu pasteryzować słoików do zjedzenia w przeciągu 3 - 4 tygodni. A na dłużej nie ma co robić ilości przemysłowych. Zawsze można spróbować innych proporcji. Sos trzeba mocno odparować, żeby po ostygnięciu paprykarz miał prawie ściętą, zżelowaną konsystencję. Jak ktoś chce to można go przed włożeniem ryb, lekko zmiksować blenderem. Nie będzie dużej pomyłki jeżeli stwierdzimy, żeby dać ogólny obraz tej potrawy, że paprykarz szczeciński to nic innego jak ryba, kawałki ryby duszone w sosie warzywnym. żeby nie było niespodzianek, rybę wcześniej trzeba pozbawić ości. Od twojej fantazji zależy czy dodasz duszone pieczarki, czosnek, borowiki, podpieczesz czy tylko zeszklisz cebulkę, jak się będziesz bawił z papryką, ile kolorów papryki dodasz, co tam będzie w środku, a może koperek, pietruszka, spróbuj zamarynować rybę w białym winie, łosoś – czemu nie, karp jak najbardziej. Odrobina ryby wędzonej dla smaku – ha, dobry pomysł. Kolendra, liść laurowy – to twoi sojusznicy. Bazylię, tymianek i oregano odradzam. Sos podlewać bulionem rybnym – wskazane.
Na zimny paprykarz stosowaliśmy w akademiku – kiszone ogórki, chlebek z masełkiem. A jak już się pogorszyło to z margarynka. Niech żyje zatem paprykarz szczeciński, przetrwalnik studencki lat 70-tych.