Zbyszek Kreczko był szefem redakcji muzycznej. żona Duszka, tak mówił na Nią od początku. Razem zrealizowalismy dwie audycje - programy nocne dla Polskiego Radia Szczecin. Zawsze z dużym dystansem do rzeczywistości. Długie pióra i nieśmiertelna brązowa koszula flanelowa w kratę, która spełniała rolę marynarki, kurtki i koszuli zapewne. Osoba duża, większy od niego albo taki sam był Jan Sypnicki. O, Sypnicki - o nim jeszcze napiszemy. Ale Sypnicki piór długich nie nosił i rocka nie słuchał, chyba że musiał na dyżurze (był mikserem - realizatorem dźwięku).
Na lata naszych studiów przypada największy okres świetności muzyki rockowej. Lata 1971-76 dały ponad połowę grandhitów rocka na świecie. Za utwór wszech czasów uznaje się "Stairway To Heaven" - schody do nieba - Led Zeppelin. Pokrótce przywołam także inne przeboje tamtych wspaniałych czasów. Gdy po maturze zdawaliśmy egzaminy wstępne, Beatlesi od roku już nie istnieli, żegnając się albumem "Let IT Be". I tak się stało. W PRL-u, z racji trwającego do roku - jak wiemy - poślizgu ustrojowego na nowinki z Zachodu - szczecińskie panienki paradowały jeszcze w jednoczęściowych skórzanych bluzeczkoszortach rozpinanych od szyi. do dowolnego odsłonięcia czegoś więcej, a myśmy słuchali jeszcze news The Beatles, gdy tymczasem moda szła dalej, a wolny John Lenon skomponował kolejny worldhit – "Imagine". W top ten 1971 znalazły się także takie przeboje, jak: "Maggie May" Roda Stewarda, "Won't Get Fooled Again" The Who, "Brown Sugar" Rollig Stonesów, czy obecnie reaktywowany przez Madonnę "American Pie" - amerykański placek Dona McLeana. W grudniu tego roku wojska indyjskie weszły do Dakki, ofiarowując wolność Bengalczykom, co pięknym utworem "Bangla Desh" unieśmiertelnił inny eks-Beatles, George Harrison.
Po roku studiów oswoiliśmy się nieco z nieznaną dorosłością i śmielej zapuszczaliśmy się do klubów studenckich Szczecina: "Kontrastów", "Pinokia" i innych pomniejszych. A na świecie przebojem wchodził "Smoke on the Water" Deep Purple i "You Are the Sunshine of My Life" Stevie Wondera. Jeszcze o tym nie wiedząc, za nasz promyk słońca uważaliśmy cień szansy na zrobienie zaliczeń i zdanie egzaminów. Moody Blues sprzedawali " Nights in White Satin", a myśmy zarywali noce, padając odurzeni pierwszymi zauroczeniami w różne pościele. Rok 1973 przyniósł szczęśliwcom pokonującym Ciotkę wielki set Lynyrda Skynyrda "Free Bird" i faktycznie my, mieniący się studentami z good wpisami w indeksach, byliśmy ptakom podobni. Tym, którym trzeba było przed chemią organiczną ponownie przyklęknąć, Aerosmith polecał "Dream On", a Pink Floyd przerzucali w sakiewkach obiecane za magistra marne "Money". "Knockin' on Heaven's Door" - pukając do niebiańskich wrót, Bob Dylan zapraszał do ballady. "Dziej się nam ballado…" rozbrzmiewało na rajdach Vinety rok rocznie. Za ósmy hit tego roku uznano " Kiling Me Softly with His Song" czarnoskórej Roberty Flack, pod nieobecność głównego wykonawcy, wypchniętej z chórku na solo, na… gwiazdę. Już po połowinkach prezentacji widać w jakich ciekawych muzycznie czasach przyszło nam kłaść naukę do głowy, a to jeszcze nie koniec wielkości i potęgi muzyki naszego pokolenia. Podobnie jak w 73-cim, także w 1974 pierwsze miejsce na liście "Top 10 Songs of Each Year" zajął Lynyrd Skynyrd za " Sweet Home Alabama", a myśmy go wówczas w komunie nie znali. Ponownie pojawił się także z przebojem " No Woman, No Cry" stary Bob Marley - ten sam, którego "Laylę" reaktywował Eric (Derek) Clapton z zespołem The Dominos na tophit 1970 r. Ponieważ zajęci byliśmy wyborem specjalizacji, ten rok nie zaowocował już jakimiś wielkimi przebojami, żeby trzeba było o nie kruszyć kopie. No może "Help Me" Joni Mitchella. Za to w 1975, klęska urodzaju. Sami wielcy. Po kolei: Bruce Springsteen z "Born to Run" i "Thunder Road", Queen ze swoją wersją "Bohemian Rhapsody", ponownie jak w 1973 r z topem Aerosmith w "Walk This Way", Bob Dylan z "Tangled Up in Blue" , Led Zeppelin "Kashmir" i że wymienię tylko artystów: Pink Floyd, Fleetwood Mac, David Bowie i Donna Summer, wkraczająca na światowe estrady piosenką "Love to Love You Baby". Kto ich dzisiaj zna i pamięta? Wielu, naprawdę wielu, w tym hip-hopowcy podkradający ich muzykę dla ludzi, pod swój częstokroć niezrozumiały bełkot mnożących się rymowanek. W roku pisania magisterium, zapowiadało się w muzyce prawdziwe trzęsienie ziemi. Oto na ołtarzu sztuki składać zaczęli swoje wiekopomne ofiary inni wielcy naszej pamięci. The Eagles nagrali "Hotel California" - trzeci co do sławy hit wszechczasów rocka, oddzielony tylko od "Schodów do nieba" Zeppelinów, nieśmiertelnym "Satisfaction" Stonsów z 1969 r. Czyż nie jesteśmy wyjątkowi? Startowała właśnie Abba z "Dancing Queen", a Thin Lizzy wyśpiewywał "The Boys Are Back in Town". Pobroniliśmy dyplomy i poszliśmy " Go Your Own Way" za wskazaniem Fleetwood Mac. Dziewczyny zmuszono nakazem do pracy, by szybko nauczyły się rozróżniać koloryt szarości, a mężczyźni zostali wcieleni w khaki na stracony okrągły rok. Freddy Mercury lider Queen, na dobrą wróżbę, podarował naszemu pokoleniu bez cienia swój kolejny nieśmiertelnik: "We Will Rock You/We Are The Champions". Potem nastąpiła era The Bee Gees i jako kolei rzeczy, życiorysy nasze nawinęły na rolkę przemijania wiele innych osobistych odkryć muzycznych. Wkrótce spotkamy się w obfitym gronie, i tu los znów kreśli niezwykłe objawienie: wędrując 30 lat własnymi drogami, samorzutnie i spontanicznie zachęceni w Kazimierzu 2005 piosenką Kombi "Pokolenie" na motto idei zlotowania się, zaczerpnijmy natchnienie z ostatniego bezrozumnego festiwalu Eurowizji, zabierzmy zeń perełkę tylko - "We Are The Winners"...
Cieszyn 27.05.2006