Jonasz uważa, że powinniśmy tak jak w zeszłym roku otworzyć sklep – by zarobić na bilet. Ja uważam, że nie musimy, bo Babcia Gosia napisała, że zaczęła grać w totka, by nam kupić bilet do domu (będziemy tu czekać aż nie wygra!). Ale tak naprawdę jest trudno opisać towary. Ale spróbujemy.
Dokładnie tak jak w zeszłym roku w Indiach, po około 20 godzinach poczułem się lepiej. Ale za to dziś od rana leje, wszystko zalane. Ulice wymarłe, połowa sklepów zamknięta. Rykszarze nad swoimi pojazdami budują przedziwne konstrukcje deskowo-foliowe mające chronić je przed deszczem. Jonasz mówi, że to są żagle. Czasami przejedzie pan na rowerze trzymając w reku wielkiparasol (chyba pracuje w cyrku i robi sztuczki na rowerze, nie spytałem się, bo sie śpieszył, pewnie do pracy, w cyrku). Przez ulice przebiegają piękne panie, w pięknych sari, z pięknie zmoczonymi włosami. Panowie niespiesznie maszerują, dumnie trzymając parasole nad sobą. Nawet wielkie kałuże są dla nich niestraszne, gdyż podwinięte nogawki odsłaniają im łydki i już bosa noga w klapkach dziarsko staje w wodzie. Jedynie łysy pan nie boi się deszczu, bo swą łysinę opakował jednorazową reklamówką. Szkoda, że mamy tak mało czasu, bo można by tak patrzeć i patrzeć na ten bajkowy deszcz. Mieliśmy dziś trochę zwiedzać i porysować. Parasolki niestety utraciliśmy po drodze, jedną połamał nam wiatr na Gobi, na drugiej usiadł Tybetańczyk na jednym z traktorków. Tak więc nie mamy zwiedzania, ale mamy deszcz.Nepal w ogóle jest trochę bajkowy. Od samej granicy pokryte zielenią góry ze szczytami w chmurach, w dole rwące rzeki, wodospady spadające na drogę. W samym Katmandu stare świątynie i sklepy z mieniącymi się tęcza kolorów towarami. Wszystko spowite słodkim zapachem kadzideł. Nawet na banknotach z jednej strony beztrosko pasące się zwierzątka (dumny jeleń, zarośnięty jak, gruby nosorożec), z drugiej strony czuwający nad szczęściem swych poddanych król. Ludzie mili, serdeczni, uśmiechnięci. Przede wszystkim nie są tak nachalni jak hindusi. Na ulicach kobiety w barwnych sari śmieją się. Zagraniczni turyści mniej sztywni. Nawet demonstracja komunistów, która obudziła nas pierwszego dnia zdawała się krzyczeć pod naszymi oknami: "WIECEJ ROMKA! WIECEJ JONASZA" (Co do mnie to zgoda jak dadzą dobrze zjeść, ale z Jonaszem to przesada.)
Nocą naszego bezpieczeństwa pilnuje policjant. Ma jakiś posterunek, czy coś. łazi i z nudów puka okutą pałką o ziemią. Już chciałem zejść i powiedzieć mu żeby sią puknął... Ale Jonasz wytłumaczył, ze On wybija rytm snu.
W zeszłym roku powodzeniem cieszyły się kapy- narzuty- prześcieradła raczej te podwójne (okolo 2x2,5) przeważnie wzory w słonie, cena około 110 zł (najlepszy wybór w Delhi).
- sari około 190 zł, kolor wedle życzenia.
- duży wybór chust i szali rożne wzory i materiały np. kaszmir (nie mylić z koszmarem), jedwab ceny od 35 - 100 zł. Tu zainteresowany musi coś więcej opisać, a my odpowiemy.
- kolorowe czapki, szaliki i rękawiczki z wełny jaka (podobno) cena 35-60 zł. Z tym trzeba sie pospieszyć, bo tego nie ma w Indiach.
- dla panów: nóż Khukri używany przez Ghurków cena około 100zl wersja używana przez armię trochę droższa.(też tego nie ma w Indiach)
- Grześ chciał moździerz ( co się nie odzywasz) są tu misy z drewnianym tłuczkiem, które wydają ładny dźwięk i służą do medytacji, sprzedawca zapewnia, ze świetnie nadają się do ucierania przypraw.
- portfele płócienne zapinane na rzepy (często występujące w sklepach indyjskich) 28zl
- czapki nepalskie, okrągłe z opuszczana klapka na uszy, 43zl.
- z tańszych drobiazgów za 25-35 zł mogą być przyprawy, może kadzidła tybetanskich (troche boje sie ze sie połamią)
Zasada zakupów jest prosta. Szybciutko napiszcie jeśli coś chcecie. My potwierdzamy. Potem wpłacacie. I dostajecie towar jak przyjedziemy.
Jonasz i Romek z misiami z podróży