Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Z kamienną twarzą [Goran Janus] oglądał radość podopiecznego [Anreaza Pograjca).

 

Nasz kochany komentator. Skoki w Tronheim Eurosport1 10 lutego 2016

(32a) No to parę słów o kolei indyjskiej. 8:23 AM

 > Na dworcu bilet kupic nielatwo. O tym i o podrozach inyjskimi kolejami
pisalem w zeszlym roku wiec zeby sie niepowtarzac dla tych co nieczytali
przesle jako list 32a, tych co czytali przepraszam za powtorki.<

Kto pierwszy raz wchodzi na dworzec w  Indiach zaraz stamtąd wychodzi. Po chwili jednak trzeba wrócić i dzielnie torować sobie drogę przez dżunglę. Sama hala dworcowa ma coś w sobie z czasów ostatecznych. Tłumy osób. Tak jakby wszyscy naraz w całych Indiach chcieli się gdzieś przemieścić. Koniecznie teraz i za wszelka cenę. Oprócz tych straceńców jest grupa, która straciła wszelka nadzieje. Leży gdzie popadnie na podłodze. Na kawałkach materiałów i gazet. Nic nie jest w stanie ich podnieść. Może jak trąba archanioła obudzi ich dworcowy megafon?

No jeszcze jedna kategoria - wszyscy przyjaciele, którzy czekali tu specjalnie na ciebie od wieków by ci pomoc. Zaoferować rikszę, sprzedać grzebyk, chustki do nosa, zaprowadzić do hotelu.
Gdy z plecakami wreszcie utorujemy sobie drogę. Trzeba dowiedzieć się, o której odjeżdża pociąg, nr. peronu i kupić bilet. Dla turystów są tu specjalne kasy. Nigdy z nich nie korzystalem z powodu: niezrozumiałego sposobu rezerwacji, wypełniania dziwnych dokumentów, przedstawienia bankowego dowodu wymiany waluty. A  przede wszystkim jeździmy najtańszą klasą. A takie kupuje sie w  zwyklej kasie. Kolejka do kasy długa jak rzeka, leniwa i spokojna. Dopiero przy kasie przypomina wezbrany górski potok.
Sport ekstremalny. Wszyscy napierają. Do małego okienka kasowego wsuwa sie około 10 rąk z plikiem banknotów i każdy wykrzykuje nazwę miejscowości, do której chce dojechać. Mając bilet trzeba wsiąść do pociągu. Nie muszę tłumaczyć dlaczego nie pragniemy jechać w drugiej klasie. Lokujemy się w klasach wyższych dopóki konduktor nie wyjaśni nam, że nie mamy odpowiedniego biletu, czasami pozwala nam zostać, czasami wracamy na następnej stacji. Odkryłem, że na początku pociągu są wagony służbowe i  dla niepełnosprawnych. "Krótka" rozmowa z obsługą pociągu (cóż biały bez pieniędzy to więcej niż kaleka). I jesteśmy w środku. "Czy to nie symboliczne" w wagonie dla niepełnosprawnych jedzie prezes fundacji...
Jonasz po raz kolejny rozpoczyna lekturę książek, które już przeczytał po parę razy: "W 80 dni dookoła świata" (już na Węgrzech, w ciężarówce gdy mówiłem żeby zobaczył wielkie pola kukurydzy, podniósł głowę znad książki i  powiedział:"Tato! Jestem już w Indiach."), przewodnik po Indiach, pożyczonego Tomka Sojera, książkę o antropologu badającym Afrykę.
Ja oglądam wsie, pola ryżowe, palmy, kąpiące się w bajorach stada bawołów. Współtowarzysze podróży (często inwalidzi o niewidzialnym kalectwie) bez narzekania znoszą wielogodzinne trudy podruzy. Poruszenie jednak powstaje gdy na stacji wsiadają nowi podróżni. Wzrok wszystkich skierowany jest na wsiadającego, na ich czołach pojawiają się krople potu. Próbują wzrokiem wyrzucić wsiadającego. Gdy ten się przedrze przez tą przeszkodę, a pociąg ruszy, wszystko wraca do normy. Inwalidzi kołyszą się w takt pociągu, Jonasz czyta, ja oglądam palmy. Dosiada się niewidomy z  opiekunem (poruszająca scena jak z filmu "Kolory raju"). Później wsiada zezowaty. Zezowaty umie krzyczeć. I robi z  tego użytek. On wie jak niepełnosprawni maja siedzieć. W wyniku czego sam siada przy oknie. Po paru godzinach ustalony porządek burzy...policjant. Wrzaskiem i kijem. Sprawdza certyfikaty niepełnosprawności. "Niewidomi odzyskują wzrok, chromi chodzą". Tylko zezowaty nadal zezuje, chociaż już nie krzyczy. Wielu opuszcza przedział, jednak nie bez walki. Ze łzami w  oczach proszą policjanta. Teraz ten wspomaga się pałką.
Podróże kształcą. Wiadomo. I my się uczymy wielu rzeczy. Na jednej z  większych stacji do kibelka wpada pan z rura. Wypuszcza parę kropel wody. I bardzo głośno krzyczy, coś w stylu :"AJA JAJ". Po nim wpada drugi z czymś, co kiedyś było mopem. Wykonuje jedno posuniecie owym urządzeniem po podłodze, nie żałując przy tym gardła na:"AJAJAJ". Teraz wiemy, że na bałagan po prostu trzeba krzyczeć. Jonasz już planuje, że po powrocie, codziennie rano będzie krzyczał na niepościelone łóżko. Ale w  przypadku mojego pokoju, potrzeba będzie chyba więcej osób do krzyczenia, by go sprzątnąć. Szkoda, że nie spytałem co robią w przypadkach ekstremalnych. W pociągach są też sprzedawcy. Też krzyczą. Zauważyłem, że zawsze krzyczą. Nawet jak w przedziale już wszyscy kupili, on nadal krzyczał:"CZAJ, CZAJ". Pewnie chodzi po domu i krzyczy:" CZAJ, CZAJ". żona sie go o cos pyta a ten:" CZAJ, CZAJ". Ale czaj jest wyśmienity. Podawany w glinianych jednorazówkach. (Szkoda, że nie da rady ze względu na kruchość, dowieźć do Polski).

Z podróży Jonasz i Romek.