(32a) No to parę słów o kolei indyjskiej. 8:23 AM
> Na dworcu bilet kupic nielatwo. O tym i o podrozach inyjskimi
kolejami
pisalem w zeszlym roku wiec zeby sie niepowtarzac dla tych co
nieczytali
przesle jako list 32a, tych co czytali przepraszam za powtorki.<
No jeszcze jedna
kategoria - wszyscy przyjaciele, którzy czekali tu specjalnie
na ciebie od wieków by ci pomoc. Zaoferować rikszę, sprzedać
grzebyk, chustki do nosa, zaprowadzić do hotelu.
Gdy z plecakami
wreszcie utorujemy sobie drogę. Trzeba dowiedzieć się, o której
odjeżdża pociąg, nr. peronu i kupić bilet. Dla turystów są
tu specjalne kasy. Nigdy z nich nie korzystalem z powodu:
niezrozumiałego sposobu rezerwacji, wypełniania dziwnych
dokumentów, przedstawienia bankowego dowodu wymiany waluty. A
przede wszystkim jeździmy najtańszą klasą. A takie kupuje sie w
zwyklej kasie. Kolejka do kasy długa jak rzeka, leniwa i spokojna.
Dopiero przy kasie przypomina wezbrany górski potok.
Sport
ekstremalny. Wszyscy napierają. Do małego okienka kasowego wsuwa
sie około 10 rąk z plikiem banknotów i każdy wykrzykuje
nazwę miejscowości, do której chce dojechać. Mając bilet
trzeba wsiąść do pociągu. Nie muszę tłumaczyć dlaczego nie
pragniemy jechać w drugiej klasie. Lokujemy się w klasach wyższych
dopóki konduktor nie wyjaśni nam, że nie mamy odpowiedniego
biletu, czasami pozwala nam zostać, czasami wracamy na następnej
stacji. Odkryłem, że na początku pociągu są wagony służbowe i
dla niepełnosprawnych. "Krótka" rozmowa z obsługą
pociągu (cóż biały bez pieniędzy to więcej niż kaleka). I jesteśmy w środku. "Czy to nie symboliczne" w wagonie
dla niepełnosprawnych jedzie prezes fundacji...
Jonasz po raz
kolejny rozpoczyna lekturę książek, które już przeczytał
po parę razy: "W 80 dni dookoła świata" (już na
Węgrzech, w ciężarówce gdy mówiłem żeby zobaczył
wielkie pola kukurydzy, podniósł głowę znad książki i
powiedział:"Tato! Jestem już w Indiach."), przewodnik po
Indiach, pożyczonego Tomka Sojera, książkę o antropologu
badającym Afrykę.
Ja oglądam wsie, pola ryżowe, palmy,
kąpiące się w bajorach stada bawołów. Współtowarzysze
podróży (często inwalidzi o niewidzialnym kalectwie) bez
narzekania znoszą wielogodzinne trudy podruzy. Poruszenie jednak
powstaje gdy na stacji wsiadają nowi podróżni. Wzrok
wszystkich skierowany jest na wsiadającego, na ich czołach
pojawiają się krople potu. Próbują wzrokiem wyrzucić
wsiadającego. Gdy ten się przedrze przez tą przeszkodę, a pociąg
ruszy, wszystko wraca do normy. Inwalidzi kołyszą się w takt
pociągu, Jonasz czyta, ja oglądam palmy. Dosiada się niewidomy z
opiekunem (poruszająca scena jak z filmu "Kolory raju").
Później wsiada zezowaty. Zezowaty umie krzyczeć. I robi z
tego użytek. On wie jak niepełnosprawni maja siedzieć. W wyniku
czego sam siada przy oknie. Po paru godzinach ustalony porządek
burzy...policjant. Wrzaskiem i kijem. Sprawdza certyfikaty
niepełnosprawności. "Niewidomi odzyskują wzrok, chromi
chodzą". Tylko zezowaty nadal zezuje, chociaż już nie
krzyczy. Wielu opuszcza przedział, jednak nie bez walki. Ze łzami w
oczach proszą policjanta. Teraz ten wspomaga się pałką.
Podróże
kształcą. Wiadomo. I my się uczymy wielu rzeczy. Na jednej z
większych stacji do kibelka wpada pan z rura. Wypuszcza parę kropel
wody. I bardzo głośno krzyczy, coś w stylu :"AJA JAJ".
Po nim wpada drugi z czymś, co kiedyś było mopem. Wykonuje jedno
posuniecie owym urządzeniem po podłodze, nie żałując przy tym
gardła na:"AJAJAJ". Teraz wiemy, że na bałagan po prostu
trzeba krzyczeć. Jonasz już planuje, że po powrocie, codziennie
rano będzie krzyczał na niepościelone łóżko. Ale w
przypadku mojego pokoju, potrzeba będzie chyba więcej osób
do krzyczenia, by go sprzątnąć. Szkoda, że nie spytałem co robią w przypadkach ekstremalnych. W pociągach są też sprzedawcy. Też
krzyczą. Zauważyłem, że zawsze krzyczą. Nawet jak w przedziale
już wszyscy kupili, on nadal krzyczał:"CZAJ, CZAJ".
Pewnie chodzi po domu i krzyczy:" CZAJ, CZAJ". żona sie go o cos pyta a ten:" CZAJ, CZAJ". Ale czaj jest wyśmienity.
Podawany w glinianych jednorazówkach. (Szkoda, że nie da rady
ze względu na kruchość, dowieźć do Polski).
Z podróży
Jonasz i Romek.