Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Pierwsza Nagroda Darwina 2007 roku trafia do Serge Sluijters’a, 36 lat, który uważał, że pochylanie się nad nielegalnymi, profesjonalnymi fajerwerkami i podpalanie elektronicznego zapłonu zapalniczką jest całkiem sensowne.

1 stycznia 2007, Holandia, Nagrody Darwina. {mospagebreak) Ogień spowodował natychmiastowe odpalenie, zabijając pirotechnika-amatora przy akompaniamencie spektakularnego wybuchu na niebie. Serge kupił fajerwerki legalnie w Belgii i przewiózł je nielegalnie do Holandii. Jego ojciec zaprzecza jakoby Serge był osobą beztroską, twierdząc że zawsze przykładał uwagę do swych czynów. Naoczny świadek powiedział reporterom "Jego twarz zniknęła. Jeśli ktoś straci twarz, wiesz że to coś poważnego. Co roku kolejny idiota ginie odpalając fajerwerki. Prosimy wszystkich czytelników żeby trzymali swoje swędzące paluszki z dala od materiałów wybuchowych!


Wiosna kontra Wiosna. Co i rusz docierają do nas informację o przepychankach w Stowarzyszeniu Wiosna. Ale w tytułach, w pierwszych zdaniach o tym, że nie chodzi o partię, tylko stowarzyszenie księdza Stryczka od Szlachetnej Paczki - ani słowa. Nieładnie. To ewidentna manipulacja. A miało być uczciwie. Informacja o stowarzyszeniu pojawia się w środku tekstów. To nikomu nie pomoże. 

Te słowa mają zupełnie różne znaczenia. Protekcjonalność pojawiła się po raz kolejny na salonach, w mowie i w piśmie. Przyszła Wiosna, a protekcjonalność osób doświadczonych wraz z nią.
Znam wielu strażników pieczęci, którzy przy tej pieczęci dożywali późnej starości, dobrych emerytur. I przeważnie ani oni sami nie sprawdzili ani nikt inny, czy ta pieczęć jeszcze jest czy nie jej nie ma, a przede wszystkim – jak wygląda.
„Nowalijka” na rynku politycznym budzi wątpliwości i daje pole do popisu cmokierom. Trudnym okazuje się nasz polityczny rynek. Nie ma z kim przegrać, a za chwilę nie ma jak wygrać. Nikt się nie boi „Nowalijek” jako takich zapewne, ale zdecydowanie polityków skupionych wokół pana Biedronia budzi zazdrość i wyciąga się wtedy protekcjonalność. A przecież taki pan Biedroń i jego idee są wygodne dla wszystkich; zawsze przecież można się odciąć, wyrazić oburzenie, w porywach nawet – święte. To zależy jakie oburzenie i zaduma jest korzystna taktycznie. Najciekawsze w ofercie politycznej RB jest poszukiwanie milczącej większości. 
Program dla Polski jest jak kwiat paproci (Stanisław Ciosek) wszyscy przekonują się nawzajem, że jest; naturalnie kwiat paproci. Nikt nie znalazł i nikt nie szuka. Taplarscy byli odważniejsi. Przychodzi noc świętojańska, noc czerwcowa i nic. Być może baśń została zapomniana.
Protekcjonalni z założenia, wyboru, zamiłowania, a nie wykluczone że z konieczności, są raczej „nowalijkom” nieprzychylni, sami nie znajdują i nie szukają rozwiązań przyziemnych, szarych, pospolitych; węgiel, polskie sztuczne serce, grafen, wieś, to wszystko betka. Ale tej polskiej rury od lat nie daje się jednak odetkać. Tu protekcjonizm byłaby zdecydowanie na miejscu.
Nie musimy zgadzać się z Leszkiem Balcerowiczem, który twierdzi, że system dwupartyjny to przecież nic złego. Oceniając aktualną sytuację zauważa jednakowoż, że przykładanie tej samej krytycznej miary do obu partii dominujących, jest wręcz nie na miejscu. Panuje zapewne asymetria moralna, a cenny relatywizm przerodził się w polską „złotą wolność” (Melchior Wańkowicz 1971).
Co nas zatruwa? Trudno niezwykle zaakceptować mściwą radość z faktu, że można komuś przyłożyć, publicznie i bezkarnie. Że się ktoś wyłożył, coś chlapnął, 
Przykro słuchać o przypadkach seksualnych, polegających na uwodzeniu personelu, który aż tak mocno zainteresowany „biurowymi zalotami” nie jest i pewnie tylko udaje satysfakcję. To nie stać tych samców na prawdziwe uwodzenie, bez punktów za pochodzenie?
Wracając do tematu; nie ma takich ustaw, nie ma takich paragrafów i nie będzie takich wyroków, które by tę „złotą wolność” ograniczyły. Sami musimy się przekonać, że tak dalej być nie może. 
Trzydzieści lat minęło, śmieci z domu wyrzucone, w środku niby czysto i schludnie, a tu od jakiegoś czasu, spod tej hałdy wymiecionych śmieci, coś wypływa, coś się sączy, coś cuchnie. Nie można otworzyć okien, żeby tradycyjnie przewietrzyć pokoje. Bo cuchnie. Nawet deszcze nie pomagają, mrozy nie przemrażają, ptaki nie wydziobują; nie są głupie. Nie wiadomo, czyje to były śmieci, nasze czy sąsiada? Nie dojdziesz, to raczej wspólne ścieki. Nie ma co dochodzić czyje, trzeba dezaktywować. Trzeba chronić środowisko przed tymi waporami, miazmatami, tą polską francą dnia codziennego. Odszedłem niebezpiecznie od protekcjonalizmu i protekcjonalności. Może kiedyś wrócę.

Właśnie. Wspólnota tego nam brakuje. Ścieki wypływające ze śmietników historii skutecznie wypłukują naszą wspólnotę, poczucie naszej wspólnoty.
Z lubością masochistyczną odkrywamy różnice i je tworzymy. Odwagi i ciekawości, poszukajmy tego co nas łączy. Poszukajmy, bo gdzieś ta wspólnota, wypłukana, jest, istnieje i osadza się, osadziła. Wreszcie, warto rozmawiać, nawet z tobą Janku.
Kiedy w kościele widzę uciekające oczy ludzi, którym robię wyraźną przykrość, wyciągając do nich rękę w geście pokoju; i wiem czego się mogę spodziewać. Te wyciągnięte ręce, to przecież communia, to dobrowolny gest wspólnoty. Jeżeli widzę też wdzięczne i ufne oczy (to dwa tygodnie temu, w szczecińskiej farze) młodego człowieka i czuję odwzajemniony, silny uścisk, to wiem, że wszystko jest możliwe. 
Przeczytałem, po drodze, tekst Justyny Kobuz „Po raz pierwszy od dawna czuję, że jestem na właściwym miejscu, z właściwą osobą”, o Pawle Pawlikowskim. I to było coś niezwykłego.

Wojciech Hawryszuk, 10 – 14 lutego 2019