24 10 2007
Dobre samopoczucie (chyba) maja uczestnicy party na stojąco na ulicy Bogusława. Czują się dobrze, bo mało płacą za alkohol - wódkę, wino, piwo, zakupione. Ale ludzie, którzy tamtędy chodzą, przychodzą do lokali, wychodzą, nie mają raczej przyjemności, przepychając sie przez tłum.
Restauratorzy też nie są zadowoleni, bo ludzie brudzą a nie wchodzą.
Deptak Bogusława, to właściwie wielkie patio, a nie deptak. Wielkie patio urządzone dla restauratorów, dla ogródków piwnych, zabrudzone piwnymi parasolami, piwnymi znaczkami, krzesłami. Podobnie jak reszta miasta.
Czy przypadkiem nie lubię piwa? Lubię.
Młodzi miejsca na relaks też nie mają; nie ma miejsca dla deskorolkowców, rowerzystów, ścianka wspinaczkowa w amfiteatrze zmarła śmiercią naturalną. Ale i tak jesteśmy ruchliwym społeczeństwem. Wystarczy rano pospacerować po Lasku Arkońskim. Czas zatem - być może wyruszyć na wodę?
Nad woda nie ma nic, prawie nic, ale nad wodą najszybciej można sprowokować powstanie nowego centrum miasta. Bez większych problemów może w Szczecinie powstać nowe centrum miasta nad wodą. Nie ma mowy o "schowaniu" jezdni ul. Jana z Kolna pod ziemie, nie ma na to pieniędzy i czasu. Nie ma chyba zresztą takiej potrzeby. Dziś.
Może powstać sobotnio-niedzielne centrum-miasteczko pod Wałami Chrobrego. To tylko kwestia uzgodnionego programu i regulaminu działania tego centrum.
Jak to może wyglądać? O 20.00 zamykamy ulicę. Montujemy wszelkie urządzenia infrastrukturalne, część urządzeń może mieć charakter stały, służący dużym imprezom miejskim.
Podstawowe założenie, które spowoduje, że będzie to miejsce i do zabawy i do wypoczynku, to zlikwidowanie hałasu, "produkowanego" przez poszczególne stoiska. To co sie dzieje na szczecińskich dużych imprezach nie buduje atmosfery tych imprez. I odstrasza wielu potencjalnych uczestników. Np. osoby starsze, rodziny z dziećmi.
Druga ważna sprawa, to kwestia piwa. Ono zawsze budzi kontrowersje, szczególnie w sytuacji, gdy browar jest sponsorem imprezy lub stoiska, stoisk, i jego działalności dominuje i tworzy klimat wyłącznie imprezy piwnej. Imprezy piwne, to zawsze problem ograniczonego bezpieczeństwa, mówiąc delikatnie.
Wreszcie - miasteczko sobotnio-niedzielne ("Dolny Wik") musi być porządnym projektem plastycznym i miejscem zdarzeń artystycznych. To może być miejsce prezentacji i promocji gmin i miast partnerskich. To dobra, naturalna, organiczna forma realizacji funkcji metropolitalnej Szczecina, i integracji regionu. Mam tu na myśli również makroregion europejski, objęty umową Euroregionu.
Naczelna zasada jaka przychodzi na myśl, kiedy rozważamy problem "żywego" centrum miasta, to taka, że należy rozwiązać problem czasu. Nie mamy czasu. Nie mamy czasu na długie dyskusje. I odrzucanie kolejnych, lepszych i gorszych, projektów ze względów finansowych czy też zbyt futurystyczny charakter. Szczecinianie i turyści lubią to miejsce.
Czy to jedyny pomysł na ożywienie miasta, śródmieścia? Oczywiście nie. Ale najprostszy, możliwy do realizacji, mający perspektywę - choćby wizerunkową dla partnerów ( nie można takich rozwiązań wykluczyć) takiego projektu, potencjalne zaplecze programowe i spełniający warunek, co jest również ważne, samofinansowania, oczywiście w niedalekiej perspektywie czasu.
Miasteczko sobotnio-niedzielne ("Dolny Wik"), uzupełnienie oferty Wałów Chrobrego, nowe centrum miasta, może ruszyć na wiosnę. Co stoi na przeszkodzie?
Po co w mieście centrum? Przechodząc przez rynek w Krakowie, zawsze można kogoś znajomego spotkać. I zawsze tak było.
Centrum Szczecina to nie będzie, i może nie powinno być City handlowo-bankowe. Dlaczego zakładać, że tak być powinno? Po co lansować takie rozwiązanie, którego przecież nie będzie, bo nie ma na nie miejsca w centrum miasta. Po co te prowincjonalne, banalne i stereotypowe sny o potędze?
Swoje Centrum, swój rynek, swój deptak powinni "wydeptać" ludzie. Patio Bogusława, ten wielki, restauracyjny taras nie skłania do ludzi do wypoczynku, do rozmowy, jeżeli nie zamówią i nie zapłacą.
Serce miasta to miejsce - w pierwszej kolejności - dla ludzi. A dopiero później dla restauracji. Ludzie sami o nie poproszą. Niech na początek, jeżeli chcą, jedzą swoje majówkowe kanapki.
Wojciech Hawryszuk