Odczuwanie tzw. schadenfreude z powodu odwołania przez Donalda Trumpa przyjazdu do Polski było raczej niesmaczne. Ale patrząc na Trumpa jeżdżącego po polu golfowym, kiedy powinien być w drodze do Warszawy, trudno powstrzymać śmiech. Bo oto polityk, który miał być największym atutem PiS w kampanii, stał się jej wielkim obciążeniem. I to na własne PiS-u życzenie.