Wreszcie wylazłem z domu. Drugi dzień imprezy Ludwika Kurka - muzyka elektroniczna i fajerwerki. Dokładnie nazywa się pewnie inaczej, ale roboczo przyjmijmy ze o to w sumie chodzi. Scena na pływającym dźwigu ze stoczni GRYFIA, cztery ekipy fajermajstrów z Meksyku, Francji, Słowacji i Portugalii, muzyka elektroniczna w głośnikach. Dyrektorem festiwalu jest legendarny dziennikarz Trójki i kompozytor - JERZY KORDOWICZ. Janeczki Matka nie puścili na imprezę.
Scena na wodzie, na pomoście pływającego dźwigu; myślałem, że mnie pierwszemu się uda ten eksperyment w Szczecinie, ale zrobił to Ludwik Kurek. I dobrze, że On, a zrobił dobrze.
Oto i dźwig.
Ekipa.
Zadyma koncertowa.
Zaczynają bracia Słowacy.
W górze latały fragmenty gilz i niedopalonego prochu. Zostało trochę we włosach, ale większość wylądowała na pokładzie dźwigowego pontonu.
Szczecin nocą
Pełen majestat
I wielkie zaskoczenie na koniec imprezy. Holowniki "Leopard" z kolegą, wyciągają pływający dźwig na środek Odry. A muzyka gra dalej. Słychać ja zza wyspy Grodzkiej. Gra Józef Skrzek. Nad drzewami przesuwa się czerwone światło zamontowane na końcu ramienia dźwigu, który w tym roku skończy 65 lat. Trzyma się dziarsko marynarsko.
Kawy w Szczecinie po północy, kiedy z Wałów do centrum wchodzi 60 000 ludzi, oczywiście nie można sie napić. Spotkałem Maćka Wosińskiego. Powiedział, że wczoraj zmarł Wojtek Jabłoński, fotografik. I tak chcieliśmy porozmawiać przy tej kawie.Jakby sie wszyscy restauratorzy umówili.