Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Jestem zbyt często skazana na upiorne sytuacje, stwierdziła kwaśno praczka.

Myśl płocha ze śląskiej 5 listopada 2007

(31) Wielorybniczym okrętęm prżez Himalaje 7:31 PM
List miał być wysłany wcześniej, ale "dwudziesty stopień zasilania" jak całkowite wyłączenie prądu nazywa Jonasz (fan "Alternatyw 4"), nam to uniemożliwiło. "Dwudziesty stopień zasilania" występuje tu i w Indiach prawie codziennie.



Przed wyjazdem z Katmandu wybraliśmy się do Swoyambhunath Stupa by zobaczyć słynne "Oczy Buddy". Z wielkim sapaniem wtachaliśmy się po stromych schodach, pod wielka gore. Małpy przyglądały się śmiejąc z  naszych wysiłków. Jakby chciały powiedzieć: "To trzeba tak!"i pędziły całym stadem pod gore, po poręczach, schodach, drzewach. Cale stado wielkie samce, matki z dziećmi (wcale nie zostawały w tyle) i młodzież. Prędko na gore jakby coś ważnego tam miały do załatwienia, by po chwili znów być na dole. Tuż przed samą Stopą strażnik zażądał biletu. Jako że Jonasz był już u góry. Ja jak zwykle czekałem. No poczekałem sobie. Gdy wreszcie się doczekałem. Pytam się go czy tam coś jest fajnego do zwiedzania, że tak długo tam był, a on żenie, ale się bawił z kolegami. Przyprowadził kolegów. Koledzy ubrani byli w zakonne szaty. Było ich trzech jeden w  wieku Jonasza, dwóch młodszych. Tu zabawa miała dalszy ciąg + zdjęcia, no i misie. Misie poszły do klasztoru! A ja skorzystałem z zamieszania i zwiedziłem to miejsce bez biletu. Teraz się zastanawiamy czy misie mają już uszyte habity.

W Nepalu można sobie spłynąć. Na jego licznych górskich rzekach, można sobie spłynąć. I myśmy postanowili sobie spłynąć. Okazja nadarzyła się w drodze do Pokhary. Razem z nami w naszym pontonie były dwie Rosjanki, troje Hiszpanów, dwóch przewodników no i my. Już sam
ubiór wyglądał obiecująco. W kaskach i grubych kamizelkach wyglądaliśmy jak kosmici z radzieckich filmów. Starszy Nepalczyk prowadził instruktaż, w języku angielsko- nepalskim.
Zrozumiałem tylko jak trzymać wiosło, gdzie trzymać nogi, co nam rzuci jak nas wyrzuci za burtę, gorzej było, ze zrozumieniem skomplikowanych komend, typu jedni wiosłują do przodu inni do tylu. Po minach wyglądało, że tylko Hiszpan zrozumiał coś więcej, Rosjanki nic. Postanowiłem patrzeć co robi Hiszpan. Tak doskonała załoga weszła na pokład. Do trzech pozostałych
pontonów wsiada wycieczka Rosjan. Wokoło nas będzie pływał kajak, dla naszego bezpieczeństwa. Przed odbiciem wszystkie rzeczy z kieszeni, aparaty, zegarki, paszporty złożyliśmy w  wodoszczelnej beczce. Jonasz dostał zadanie, trzymania się beczki. Odpływamy! Już po chwili
pierwsze uderzenie wody. Jonasz szczegółowo opisuje gdzie jest jeszcze suchy. Czasami płyniemy powoli (bo to rzeka dla nowicjuszy), jednak najfajniejsze są chwile walki z żywiołem. Akurat Jonasz się zagapił gdy zbliżaliśmy się do kolejnej "atrakcji" i to od jego strony. Nagle woda z cala siła uderzyła w niego. "Cholera jasna!" - wrzasnął. A cala załoga śmieje się z niego. Już nie miał nic suchego.

Na wirach, szybkich nurtach, wzburzonych wodach pada komenda do szybkiego wiosłowania. Kobiety maja już bąble na rekach, a ja często zderzam się wiosłami z Hiszpanem. Parę razy pospadaliśmy, na szczęście do środka. Ale szczególnie czekam na tą chwile gdy fala wynosi nas na górę, a następnie się wycofuje, jest wtedy wrażenie jak byśmy na ułamki sekundy zawiśli pomiędzy
rzeką, a niebem. Jonaszowi szybko starczyło konwencjonalnego raftingu i postanowił przesiąść
się na kajak. Lecz kajak jest jednoosobowy i w dodatku juz przez jedna osobę zajęty. Jemu to nie przeszkadza, wdrapuje się na tył kajaku, który zanurza się jak łódź podwodna i trzyma się pleców Nepalczyka. Po powrocie na pokład postanawia zażyć kąpieli. Przewodnik mówi, że można popływać. Jonasz od razu w  wodzie. Daje popis pływania na plecach i kraulem. Ja dołączam do niego. Skaczę. Idę długo pod wodę ale dna nie dotknąłem. I tak sobie pływamy. Ale czas już wracać. Ja wpycham Jonasza, a Hiszpan go wciąga. Ale jak ja wrócę?!? Tu na kilka chwil nasz ponton zamienił się w statek wielorybniczy. Cala załoga mnie wciągała, nawet kobiety! Za kamizelkę, spodnie, nogi, ręce. Jak wieloryba na pokład. Wiemy, że jeszcze kiedyś sobie spłyniemy.
Wyobrażacie sobie, że dwa dni wcześniej Jachu leżał z gorączką i kaszlał. Po tych kąpielach ani razu nie zakaszlał. Czyżby odkryliśmy lecznicze skutki raftingu?

Pokhara. Z  jednej strony malownicze jeziorko, z drugiej Anapurna. Niestety dziś była za chmurami. Miasto okres swej świetności miało w czasach "dzieci kwiatów". Dziś drogie restauracje, sklepy i  hotele. Zamiast hipisów pozostali emeryci wygrzewający swe kości i zaparkowany przy głównej ulicy garbus. Czasami pokazują się osoby wyruszające w góry, ale podobno już na trekink nie sezon. Miasto jest bardzo zielone - w każdym hoteliku ogród. Co w upalny dzień, taki jak dziś daje duże wytchnienie. Cały Nepal sparaliżowany strajkiem kierowców. Na ulicach niema żadnych
samochodów. Wiec pojeździliśmy sobie rowerkami. Ale jak się dostaniemy do
granicy?
Są kolejne zamówienia ze sklepu: Piotrek zamówił szaliki. Piotrek jest muzealnikiem (jak "Pan
Samochodzik").W muzeach wiadomo zimno. Wiec kupił sobie parę szalików. Beata chustki i przyprawy. Katarzyna portfel i chustkę. Jonasz strasznie się cieszy, wszystko przelicza i zaciera ręce. Chyba połączenie biznesu i podróży bardzo mu odpowiada. Dziękujemy! i zapraszamy.
Uwaga! Proponujemy skamieniała muszle za 150 zl tylko jeden egzemplarz.
Wyjeżdżamy z Nepalu i już nie będzie czapek i szalików. W Delhi chustki, sari, narzuty.
Za trzy dni powinniśmy być w Delhi (jeśli strajk nie przeszkodzi). Coraz pewniejsi jesteśmy samolotu. Jonasza przekonuje fakt, że jeszcze nigdy nie leciał samolotem. Pewnie wylądujemy w Wiedniu potem stopem do Krakowa i Szczecina. Może ktoś orientuje się jak z  wiedeńskiego lotniska na autostradę w stronę Bratysławy, może nr drogi lub jakieś nazwy po niemiecku. Mamy tylko ogólną samochodówkę po Europie. Jaka jest pogoda w Europie. Czasami piszecie, że w Polsce pada. Czy jeszcze?

Marto! Jakbyś mogła (na wszelki wypadek) sprawdzić w MSZ sytuacje w Pakistanie. Prosimy!

Napisała Agnieszka o kolejnych osobach, które pomogły w naszej wycieczce.
Piotr Mync i Sławek Janczak. Dziękujemy!

Jonasz i Romek z misiami z podróży

P.S. Czy ktoś wie co to jest pashmina, albo water pashmina. Sprzedawca mówi, że to kaszmir ale tu sprzedawca jest w  stanie powiedzieć wszystko i wcale nie musi być pod wpływem... Wystarczy, że wchodzi do sklepu i juz może powiedzieć najbardziej absurdalna rzecz, co tylko sobie wymarzysz.