(31) Wielorybniczym okrętęm
prżez Himalaje 7:31 PM
List miał być wysłany wcześniej, ale
"dwudziesty stopień zasilania" jak całkowite wyłączenie
prądu nazywa Jonasz (fan "Alternatyw 4"), nam to
uniemożliwiło. "Dwudziesty stopień zasilania" występuje
tu i w Indiach prawie codziennie.
W Nepalu
można sobie spłynąć. Na jego licznych górskich rzekach,
można sobie spłynąć. I myśmy postanowili sobie spłynąć.
Okazja nadarzyła się w drodze do Pokhary. Razem z nami w naszym
pontonie były dwie Rosjanki, troje Hiszpanów, dwóch
przewodników no i my. Już sam
ubiór wyglądał
obiecująco. W kaskach i grubych kamizelkach wyglądaliśmy jak
kosmici z radzieckich filmów. Starszy Nepalczyk prowadził
instruktaż, w języku angielsko- nepalskim.
Zrozumiałem tylko
jak trzymać wiosło, gdzie trzymać nogi, co nam rzuci jak nas
wyrzuci za burtę, gorzej było, ze zrozumieniem skomplikowanych
komend, typu jedni wiosłują do przodu inni do tylu. Po minach
wyglądało, że tylko Hiszpan zrozumiał coś więcej, Rosjanki nic.
Postanowiłem patrzeć co robi Hiszpan. Tak doskonała załoga weszła
na pokład. Do trzech pozostałych
pontonów wsiada
wycieczka Rosjan. Wokoło nas będzie pływał kajak, dla naszego
bezpieczeństwa. Przed odbiciem wszystkie rzeczy z kieszeni, aparaty,
zegarki, paszporty złożyliśmy w wodoszczelnej beczce. Jonasz
dostał zadanie, trzymania się beczki. Odpływamy! Już po
chwili
pierwsze uderzenie wody. Jonasz szczegółowo opisuje
gdzie jest jeszcze suchy. Czasami płyniemy powoli (bo to rzeka dla
nowicjuszy), jednak najfajniejsze są chwile walki z żywiołem.
Akurat Jonasz się zagapił gdy zbliżaliśmy się do kolejnej
"atrakcji" i to od jego strony. Nagle woda z cala siła
uderzyła w niego. "Cholera jasna!" - wrzasnął. A cala
załoga śmieje się z niego. Już nie miał nic suchego.
Na
wirach, szybkich nurtach, wzburzonych wodach pada komenda do
szybkiego wiosłowania. Kobiety maja już bąble na rekach, a ja
często zderzam się wiosłami z Hiszpanem. Parę razy pospadaliśmy,
na szczęście do środka. Ale szczególnie czekam na tą
chwile gdy fala wynosi nas na górę, a następnie się
wycofuje, jest wtedy wrażenie jak byśmy na ułamki sekundy zawiśli
pomiędzy
rzeką, a niebem. Jonaszowi szybko starczyło
konwencjonalnego raftingu i postanowił przesiąść
się na
kajak. Lecz kajak jest jednoosobowy i w dodatku juz przez jedna osobę
zajęty. Jemu to nie przeszkadza, wdrapuje się na tył kajaku, który
zanurza się jak łódź podwodna i trzyma się pleców
Nepalczyka. Po powrocie na pokład postanawia zażyć kąpieli.
Przewodnik mówi, że można popływać. Jonasz od razu w
wodzie. Daje popis pływania na plecach i kraulem. Ja dołączam do
niego. Skaczę. Idę długo pod wodę ale dna nie dotknąłem. I tak
sobie pływamy. Ale czas już wracać. Ja wpycham Jonasza, a Hiszpan
go wciąga. Ale jak ja wrócę?!? Tu na kilka chwil nasz
ponton zamienił się w statek wielorybniczy. Cala załoga mnie
wciągała, nawet kobiety! Za kamizelkę, spodnie, nogi, ręce. Jak
wieloryba na pokład. Wiemy, że jeszcze kiedyś sobie
spłyniemy.
Wyobrażacie sobie, że dwa dni wcześniej Jachu leżał z gorączką i kaszlał. Po tych kąpielach ani razu nie zakaszlał.
Czyżby odkryliśmy lecznicze skutki raftingu?
Pokhara. Z
jednej strony malownicze jeziorko, z drugiej Anapurna. Niestety dziś
była za chmurami. Miasto okres swej świetności miało w czasach
"dzieci kwiatów". Dziś drogie restauracje, sklepy i
hotele. Zamiast hipisów pozostali emeryci wygrzewający swe
kości i zaparkowany przy głównej ulicy garbus. Czasami
pokazują się osoby wyruszające w góry, ale podobno już na
trekink nie sezon. Miasto jest bardzo zielone - w każdym hoteliku
ogród. Co w upalny dzień, taki jak dziś daje duże
wytchnienie. Cały Nepal sparaliżowany strajkiem kierowców.
Na ulicach niema żadnych
samochodów. Wiec pojeździliśmy
sobie rowerkami. Ale jak się dostaniemy do
granicy?
Są
kolejne zamówienia ze sklepu: Piotrek zamówił
szaliki. Piotrek jest muzealnikiem (jak "Pan
Samochodzik").W
muzeach wiadomo zimno. Wiec kupił sobie parę szalików.
Beata chustki i przyprawy. Katarzyna portfel i chustkę. Jonasz
strasznie się cieszy, wszystko przelicza i zaciera ręce. Chyba
połączenie biznesu i podróży bardzo mu odpowiada.
Dziękujemy! i zapraszamy.
Uwaga! Proponujemy skamieniała muszle
za 150 zl tylko jeden egzemplarz.
Wyjeżdżamy z Nepalu i już nie
będzie czapek i szalików. W Delhi chustki, sari, narzuty.
Za
trzy dni powinniśmy być w Delhi (jeśli strajk nie przeszkodzi).
Coraz pewniejsi jesteśmy samolotu. Jonasza przekonuje fakt, że
jeszcze nigdy nie leciał samolotem. Pewnie wylądujemy w Wiedniu
potem stopem do Krakowa i Szczecina. Może ktoś orientuje się jak z
wiedeńskiego lotniska na autostradę w stronę Bratysławy, może nr
drogi lub jakieś nazwy po niemiecku. Mamy tylko ogólną
samochodówkę po Europie. Jaka jest pogoda w Europie. Czasami
piszecie, że w Polsce pada. Czy jeszcze?
Marto! Jakbyś mogła
(na wszelki wypadek) sprawdzić w MSZ sytuacje w Pakistanie.
Prosimy!
Napisała Agnieszka o kolejnych osobach, które
pomogły w naszej wycieczce.
Piotr Mync i Sławek Janczak.
Dziękujemy!
Jonasz i Romek z misiami z podróży
P.S. Czy ktoś wie co to jest pashmina, albo water pashmina.
Sprzedawca mówi, że to kaszmir ale tu sprzedawca jest w
stanie powiedzieć wszystko i wcale nie musi być pod wpływem...
Wystarczy, że wchodzi do sklepu i juz może powiedzieć najbardziej
absurdalna rzecz, co tylko sobie wymarzysz.