Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Pojawiła się u mnie kobieta czterokrotnie rozwiedziona. Co najmniej o jeden raz za dużo. I do tego ma pięcioro dzieci z różnymi mężczyznami. I bardzo dobrze, bo mamy demokrację.   

Wiceprezydent M. Szczecin Zbigniew Zalewski  Nie wiem co powiedział Pan Prezydent tej kobiecie, ale też nie wiadomo co powiedzieć Panu Prezydentowi w tej sytuacji.  Międzyzdroje    7 10 06    Sesja RM

To był tytuł koncertu.Tytuł nic nie mówi i taki miał być. Neutralny, dziwny, pokrętny. Nieboszczyk aktualnie, a szkoda, Marek Kasz felietonista, papierośnik, gawędziarz, żartów pełen - był nim zachwycony.  Chodziło tylko o to żeby posłuchać muzyki, moża znaleźć trochę jesiennej zadumy, klimat parkowy przenieść do sali teatralnej "Kontrastów". Takie niegroźnie dziwactwo, które się już nie powtórzyło chociaż  miałem w zanadrzu  kolejny pomysł  i tytuł, a mianowicie  koncert muzyki klasycznej "Biali kanibali". Ale - kto wie.

Na inaugurację roku kulturalnego 1986, wspólnie z muzykami z Operating Condition Orchestra przygotowaliśmy koncert. Był to koncert nietypowy, biorąc pod uwagę obyczaje kultury studenckiej, a mianowicie to, że przeważnie koncerty oparte były na poezji, kabarecie i tak dalej. Tym razem sięgnęliśmy po krwiste muzyczne kawałki i film. Andrzj Malcherek zagrał „Red house” Jimmy Hendricsa na gitarze solo, którą wykonał osobiście z mahoniu, a Marek Kazana „Martwe (zwiędłe liście) liście” z repertuaru m.in. Juliette Greco i Yves Montanda, na saxofonie altowym. Scenografię stanowiły jesienne liście, które pachniały – jesienią, szeleściły kiedy brodzili w nich muzycy i wyglądały nostalgicznie. Finałem były „Barwy ochronne” Zanussiego; fragment filmu, prorektor (którego ugryzł w ucho Eugeniusz Priwieziencew czyli Antoni Pereszczako ze „Złotopolskich”) czyli Mariusz Dmochowski, ubrany w pasiasty szafrok idzie ze świtą magistrów, docentów i doktorów w kierunku basenu. Rozbiera się do slipek, kierowniczka dziekanatu odbiera od niego szlafrok, pan rektor wchodzi na słupek i daje nura. Woda chlapie, świta stoi i klaszcze, pan prorektor robi rundę w wodzie i wychodzi. Koniec koncertu. światła.

W kilka dni później, jeden z prorektorów szkoły wyższej szczecińskiej, spytał mnie co miał oznaczać ten finał. Pytania o tytuł już nie było.