Wojciech Hawryszuk - 1953-2020

Myśli przyłapane - cytaty, komentarze, zapiski...

Może jeszcze coś pozdejmować?   

Przewodniczący RM Szczecin    Jan Stopyra    Ostatnia sesja robocza  RM O zdejmowaniu uchwał.   16 10 06    

Ruch Oburzonych. Ruch 15 Października. Chcemy żeby oni zaczęli nas dostrzegać. Nie podoba nam się rzeczywistość. >Show must go off<, >Jesteśmy wk...ni<. Tyle w Warszawie, na manifestacji o małym zasięgu. Gdyby nie media, nie byłoby sprawy. Czyżby zwierzyły szansę na kolejnego Palikota? Ciekawe, że w roku powstania Los Indignados nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii dostają naukowcy zajmujący się określaniem matematycznych – ekonometrycznych, statystycznych związków pomiędzy polityką a ekonomią. Jak wyglądają skutki i przyczyny w tej kwestii.

Doszło do młodych umysłów, że walka o miłość i pokój na świecie, to zbyt ogólne cele żeby świat zmienić. Nie mogą zaakceptować takiej sytuacji jaka ma miejsce dzisiaj. Brak pracy, płatne studia, odpowiedzialność najbiedniejszych za chciwość najbogatszych. Wszędzie panuje taka sytuacja. Bezimienne Połajanki, tworzone w sieci pod adresem wszystkich - to nie wszystko jak się okazuje. I jakże nieskuteczne. W poszukiwaniu winnych zaczęto szukać osób i systemów, które nie dają tego co każdy mieć powinien. Reklamy swoje, perswazje promocyjne też, a nie ma już możliwości. Dłużej tak się nie da. Kto będzie targetem dla producentów niepotrzebnych w normalnym życiu gadżetów? Jak giełda zareaguje na brak pieniędzy na kupowanie tychże? Nie wykluczone, że wobec braku zainteresowania młodych, młodzi zostaną skreśleni jako beztroski, chłonny i ciekawy wszelkich nowinek rynek.

* * *

Oburzenie osób protestujących podczas wszystkich rewolucji załatwiano szarżą kozaków lub armatami strzelającymi w tłum. Ale tam walka toczyła się o władzę, ktoś, kogo można wymienić z imienia i nazwiska, wyprowadzał tłum na ulice. Nie do pomyślenia dla dziennikarzy jest aktualna sytuacja, w której nie ma liderów Ruchu 15 października i jak to dziennikarze określają – nie w rezultacie możliwości komunikowania się z tłumem. Czyli – upraszczając a może i nie - nie ma możliwości negocjacji, kompromisów, handlowania i wszelkich innych kombinacji właściwych dla dotychczasowego życia politycznego. Dziennikarze określają protest jako „mglisty”. Istnieje w teorii przestrzeni informatycznej, komunikacyjnej, dotyczącej zbiorów danych pojęcie chmury obliczeniowej; to raczej chwyt marketingowy – tak na pierwszy rzut oka ale i wskazanie możliwości współpracy globalnej. Spiskowa teoria dziejów może wskazać „chmurę” jako miejsce penetracji zasobów informacyjnych. Po prostu, od dawna w przestrzeni gospodarczej istnieją zasoby usług, z których może każdy skorzystać za pośrednictwem sieci telekomunikacyjnej.

* * *

Chmurą publiczną jest rosnące niezadowolenie. Każdy z tych usług może skorzystać, Skutkiem niezadowolenia jest wilkilikes i zjawiska towarzyszące działalności tych osób. W skali lokalnej Janusz Palikot. Oby. Gdyby nie uświadomienie milionom ludzi tego co dzieje się za ich plecami, wywołanie dojmującego poczucia manipulacji, nie byłoby hiszpańskiego protestu przeprowadzonego w tak „mglistej” formie i kolejnych „mglistych” protestów. Dziennikarze, reprezentujący czwartą władzę, a jednak władzę, uważają, że „oburzenie” nie jest programem. Oczywiście, że to jest wygodne twierdzenie, ponieważ zachowuje sens ich funkcjonowania w systemie hierarchicznym namaszczonych władz – pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej. To również obawa, że przestaną się liczyć i znikną wierszówki. Prasa nie będzie potrzebna. Protestujący aczkolwiek korzystający z dobrodziejstwa mediów transmitujących idee do szerokiej publiczności – w przerwach pomiędzy reklamami - nie kreują liderów, ruch jest bowiem horyzontalny, bezhierachiczny, nie funkcjonują w tam wybory realizowane za pomocą mechanizmów skompromitowanej kryzysem, nieskutecznej tzw. demokracji – funkcjonuje agora, konsensus, forum publiczne, które pozwala robić rzeczy pożyteczne ludziom, którzy się ze swoimi ideami zgłaszają. Tomasz Roy Szabelski został rzecznikiem ruchu Los Indignados ponieważ czuł, że musi się zaangażować, zrobić coś pożytecznego (był specjalistą od mediów)

O co im chodzi i kim są?

O solidarność, zmiany globalne, nie ma wspólnych haseł, nie ma liderów, nie ma przywódców; to deklarowana chęć oddziaływania na ludzi, którzy są u władzy. Kompromitacja kompromisu wyborczego – przecież działają w państwach o ustalonych obyczajach „demokratycznych” - jest podstawowym argumentem i motywacją działania „oburzonych”. Może i zagłosują w najbliższych wyborach, ale chcą sprawiedliwości codziennej.

Ci którzy są u władzy, wiedzą że nic nie można. A właściwie to wiedzą, że nic raczej nie trzeba. Każda załatwiona sprawa, zmniejsza potrzebę funkcjonowania systemu.

Co zrobią „Oburzeni” ? Tak na marginesie, świetnie, że wybrali taka właśnie nazwę. Nie razi uszu, niespecjalnie obraźliwa dla banków i polityków i nic tak naprawdę im nie mówi; publiczność czyli wszyscy pokrzywdzeni – nie rozumie jeszcze co się dzieje. Jaką zyskuje dzisiaj szansę na udzielenie odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne. „Oburzeni” nie chcą władzy; kiedyś doskonale wyczuł to Lech Wałęsa, kiedy mówił partyjnym negocjatorom - „ja nie chcem wadzy”. Oni nie uwierzyli, a On musiał wyrazić całą dialektykę sytuacji społecznej kiedy stwierdził po kilku latach „nie chcem ale muszem”. I wziął władzę w swoje ręce.

Ulubioną figurą retoryczną krytykujących wszelkie protesty członkom elit i rządów jest cyniczne określenie „ działajmy wspólnie” „dogadajmy się” „pomożecie towarzysze” i „łatwo gadać, kiedy nie bierze się odpowiedzialności i nie rządzi”. Nie do dziś wiadomo, że każdy wybrany w wyborach – szczególnie po raz pierwszy – jest namaszczony wiedzą, a w pakiecie dostaje wpis na swój – jakże twardy dysk – z wszelką wiedzą na wszystkie tematy. I przeświadczeniem o nieomylności. W armiach świata funkcjonuje powiedzenie: „mamy idiotów majorów i genialnych generałów”.

* * *

Nie chcieć władzy, a jednocześnie żądać od rządzących przyzwoitości. Nie zaplątać się w to równoległe życie społeczne, nie wybierać między niebieską a czerwoną pastylką, nie wnikać co jest Matrixem a co nie jest, tylko – akceptując rzeczywistość – stawiać wymaganie minimalnej przyzwoitości, rozliczać na co dzień, a nie tylko co cztery lata.

Funkcjonujący system wartości – z całym prawem i wyrażanym przez nie etycznym dekalogiem i niepisanymi obyczajami, zdołał wpoić ludziom zwyczajne poczucie sprawiedliwości i przyzwoitości. Jednocześnie wpoił ludziom posłuszeństwo wynikające z demokracji. Wpoił im, nam ludziom taką ilość posłuszeństwa, która jest niezbędna żeby to wszystko się nie rozleciało. I teraz „oburzeni” mówią – trzeba płacić. Nie mówią – cała władza w ręce rad – bo rad nie tworzą. I nie budują też komitetów, zamiast je palić. Ta przyzwoitość społeczeństw zapewne powstała nieopatrznie przy okazji robienia dobrych interesów.

Stanisław Lem w jednej ze swoich książek zasugerował, że pewna krytyczna ilość informacji zamieni się w materię. Przewidział materialne skutki choć nie określił tej wielkości krytycznej i miejsca gdzie się pojawi. I oto mamy „Oburzonych” na ulicach. Jest jeszcze inne opowiadanie o komputerze zamówionym w IBM przez tybetańskich mnichów. Maszyna miała podać, wygenerować wszystkie imiona Boga. Kiedy na diplay'u pojawiły się ostanie imiona, na świecie zaczęły gasnąć światła.

Odcięcie ludzi od Internetu, od globalnej komunikacji nie wchodzi w grę. Przestawienie mediów na relacje odcięte od rzeczywistości jest równie nieprawdopodobnym okrucieństwem i desperacją dysponentów i właścicieli kapitału. Powstanie komora ciszy, w której nie sposób wytrzymać, a człowiek pozbawiony możliwości przestrzennego słyszenia jest ułomny i chory. Będzie szukał innych przestrzeni, innych rzeczywistości i je znajdzie.

Oburzeni na ulicach miast, z zasady Bezimienni, to ludzie, którym zabrakło cierpliwości na internetowych forach. Chyba zauważyli, jakże jałowe są ich zapiekłe teksty i ich bezosobowość.

Jako że nagroda Nobla w dziedzinie ekonomii w tym roku przypadła naukowcom określającym matematycznie jak ma się ekonomia do polityki, można sobie wyobrazić film podobny do „Trzech dni Kondora”; to jeden z pierwszych sygnałów na rynku idei, dotyczący tropienia nieznanych autorów. Choć rzeczywistość okazała się w tym przypadku banalna, bo znowu chodziło o zwykłą chciwość.

Wojciech Hawryszuk, przy Kaszubskiej 12, 16 października 2011